Cy Twombly: "Bachus: bez tytułu II"

akryl na płótnie / 2005 / Gagosian Gallery, Nowy Jork

Niewiele obszarów sztuki rozumiem równie słabo, co powojenną abstrakcję w malarstwie, choć  zaskakująco nierzadko zdarza jej się do mnie przemówić na jakimś poziomie. Z uśmiechem przyjąłem zatem fakt, że to późne dzieło Twombly'ego w pewnym sensie intuicyjnie pojąłem. Nie wiedząc o nim nic, a jedynie je widząc, oczywiście uderzyła mnie z początku intensywność, wściekłość, agresywność natychmiast kojarzących się z krwią, pełnych obłędu czerwonych ślimaków, ściekających w dół niczym strugi krwi. Szybko jednak odkryłem, że właściwie nie czuję się przerażony ani przytłoczony, ani obrzydzony, ani też wstrząśnięty w sposób, w jaki wstrząsa makabra, i że w sumie to nawet kryminału tutaj nie czuję, o śmierci nie wspominając. Być może to kaligraficzne kręgi, towarzyszące artyście chyba od samego początku kariery aż po ostatnie lata życia, nadają temu płótnu pewną miękkość, łagodność i jak dla mnie ewidentną pozytywność.

Dla mnie to szybko stał się bardziej wyraz niepohamowanej żywotności, wręcz patologicznego pragnienia intensywnego przeżywania, nadpobudliwości żądz i pragnień - niekoniecznie nawet fizjologicznych, wszystkich niemal. Tu nie ma śmierci, jest potężna energia i eksplozja życia; krew jest, ale gorąco tętniąca w żyłach, a nie opuszczająca je. I gdy już to wszystko pomyślałem, dowiedziałem się dopiero, że to obraz z serii bardzo podobnych do siebie obrazów, zatytułowanych imieniem rzymskiego boga wina i płodności - to znaczy, w pewnym sensie, boga życia.


Ten obraz z serii spodobał mi się najbardziej, bo jest najbardziej złożony: oprócz obłąkańczej ekspresji czerwonych kołowań, które zachowują przyjemny balans pomiędzy przypadkowością a schematem, jest tu coś więcej - dość dramatyczna granica ścieknięć, koniec chaosu, poprzedzona rozkosznymi wizualnie strużkami.

Gdy wybierałem dzieło Twombly'ego do recenzji, trafiłem na parę ładniejszych, trafiłem na trochę ciekawszych, ale nie trafiłem chyba na żadne o równie silnym wydźwięku. Jest też dla tego artysty stosunkowo reprezentatywne - są kółka, jest skrajnie niebezpośrednie nawiązanie do mitologii, nie ma tylko przedszkolnego chaosu (również kolorystycznego), na którym mi zresztą specjalnie nie zależało. Nie kocham takiej sztuki, ale coraz bardziej uznaję jej rację bytu. Na "Bachusa" mógłbym patrzeć długo.


8.0/10

Komentarze