Nicolas Tournier: "Święty Paweł"
Jest chyba jeszcze jednym dowodem na wielkość Caravaggia fakt, że nawet jego naśladowca drugiego stopnia - bo Tournier naśladował Caravaggia za pośrednictwem innego naśladowcy, Valentina de Boulogne - tworzył naprawdę niezłe dzieła. Dzieła, na których widać skarlenie stylu, uproszczenie światłocienia i utratę magii mistrza, a jednak są naprawdę niezłe. Najwięcej w oeuvre Francuza jest oczywiście ambitnych scen grupowych w ciemnych pomieszczeniach - czyli tego, co najwspanialsze w dorobku samego Caravaggia. Na nich jednak wspomniane skarlenie jest już dla mnie boleśnie odczuwalne. Dużo bardziej trafiają do mnie u Tourniera proste, ascetyczne nawet wyobrażenia pojedynczych postaci, zwłaszcza świętych, umiejscowionych w niedookreślonej przestrzeni na neutralnych, szarawych tłach. Nabywa on wtedy trochę własnej tożsamości, odsysa się od swojego idola. Parę jest niezłych, może najsubtelniejszy zaś św. Paweł.
Nie ma na nim problemu nie-tak-dobrego światłocienia i nie-tak-dobrego naturalizmu, bo to płótno ich wcale aż tak nie potrzebuje i wcale nie opiera się wyłącznie na nich tak jak sceny zbiorowe Tourniera. Jest ich tyle, ile należy, by nadać scenie, a raczej wyobrażeniu nieco tajemniczości i nienachalnego mistycyzmu, a zarazem nie przesadzić z efektownością i zachować ascetyczny, skromny i mądry charakter. Dobrą robotę robi tutaj też prosta, ograniczona, aczkolwiek niepozbawiona pewnej atrakcyjności paleta i sama twarz świętego, która łączy odrealnienie i nieprzyziemny stan świadomości ze skupieniem i powagą. Wielka sztuka nie występuje tu właściwie na żadnym centymetrze kwadratowym płótna, ale to naprawdę bardzo dobry obraz, zwłaszcza powiązany ze swoją funkcją. Postaram się zapamiętać Tourniera jako kogoś więcej niż epigona caravaggionizmu, bo mimo wszystko na to zasługuje. Choć na pewno nie będę do niego wracał myślami zbyt często.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz