John Foot: "Calcio. Historia włoskiego futbolu"

2006

Bardzo satysfakcjonująca pozycja o ambicjach monograficznych (jak dla mnie spełnionych, bo przy całej pasji, jaką od kilkunastu lat wkładam w kibicowanie Interowi i śledzenie ligi włoskiej, to jednak bardziej szczegółowo historii włoskiej piłki poznawać bym już nie chciał), w zasadzie obowiązkowa dla każdej osoby, dla której calcio to nie tylko czysta zabawa, ale też w jakimś stopniu poważne zainteresowanie. Autorowi udało się połączyć akademicki profesjonalizm i erudycję ze swoistą efektownością treści, nieodzowną w przypadku książek o piłce ze względów komercyjnych. Dzięki temu "Calcio" ma znamiona poważnej publikacji historycznej i prezentuje spojrzenie kompleksowe na piłkę nie samą w sobie, lecz wpisaną w kontekst polityczny, ekonomiczny i kulturowy (w dodatku autor bez skrupułów nadał swojemu dziełu wydźwięk zdecydowanie gorzki, bezlitośnie piętnując rozliczne patologie toczące włoski futbol na przestrzeni wielu lat), a jednocześnie nie jest nudno, kronikarsko i bezosobowo.

Szczerze mówiąc nie uważam piłki nożnej czy tym bardziej jakiegokolwiek innego sportu za zjawiska jako takie szczególnie "interesujące" - cenię ją i trzymam się jej blisko ze względu na emocje i urok alternatywnej rzeczywistości, jaką tworzy - więc generalnie żadna książka piłkarska raczej nie będzie dla mnie lekturą naprawdę pasjonującą i ta również nie była, stąd nie szaleję z oceną. Ale jak na to, czym jest, jest naprawdę świetną pozycją. Jeśli do czegoś się przyczepić, to chyba najbardziej do tego, że autor trochę za mocno skupił się na włoskich zawodnikach, podczas gdy wielkie włoskie zespoły tworzyli też w dużej mierze obcokrajowcy - a jak już poświęca im rozdział, to głównie swoim rodakom (Brytyjczykom), którzy akurat tworzyli je w bardzo małej mierze. Paru kluczowych dla historii włoskiej piłki zagranicznych nazwisk nie zobaczymy tu ani razu, mimo że książka ma ponad 700 stron.


7.5/10

Komentarze

  1. Zaskoczyło mnie trochę, kiedy zobaczyłem, że pojawiło się tu coś stricte związanego z piłką nożną, wydawało mi się, że dla kogoś z tak wyrafinowanymi zainteresowaniami futbol będzie uchodził raczej za hobby dla troglodytów ;) Ja ze sportu bardziej lubię lekkoatletykę, raczej bez kibicowania określonym zawodnikom, po prostu jest dla mnie coś fascynującego w przekraczaniu ludzkich możliwości (nawet pomimo poważnych wątpliwości, czy niektóre wyniki są osiągane w czysty sposób). Co do futbolu, czasem coś obejrzę, ale traktuję to bardziej jako guilty pleasure, zwłaszcza w przypadku meczów kadry narodowej i “rodzimego” klubu Lecha Poznań. Na ogół stosunek porażek i rozczarowań do sukcesów jest w przypadku obydwu drużyn tak wysoki, że aż żal mi tych, którzy się w to bardziej angażują. W przypadku klubu ostatnio o dziwo nieco się to odmieniło (zresztą Inter też chyba ma w ostatnich latach niezłą passę mimo przegranych w finale Ligi Mistrzów i walce o scudetto), natomiast u reprezentacji raczej nie zanosi się na to ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz