Günter Grass: "Kot i mysz"

1961

Ktoś, kto nabierze chęci na zapoznanie się z twórczością Grassa, ale przestraszy dużą objętością "Blaszanego bębenka" czy "Psich lat", zapewne sięgnie na próbę po krótką powieść "Kot i mysz", napisaną pomiędzy tamtymi dwiema. I jeśli tak zrobi, to bardzo prawdopodobne, że świetnego "Blaszanego bębenka" już nie przeczyta. Lektura środkowej pozycji z "trylogii gdańskiej" jest wręcz smutnym przeżyciem: od razu odnalazłem tutaj styl Grassa, ale od razu i aż do końca miałem wrażenie, że jest to jego skarlała forma. Gdyby to było dzieło wcześniejsze, można by powiedzieć, że to niepozorne pierwsze kroki przyszłego bardzo dobrego autora, ale ze świadomością, że powstało po "Blaszanym bębenku", odbierałem je jako pokaz literackiego zmęczenia autora po włożeniu wielkiego wysiłku w swoją najsłynniejszą powieść. 

To nie tak, że to zła książka, przeciwnie: obraz gdańskiego nabrzeża czasów drugiej wojny światowej wyszedł nawet sugestywnie, pociągający jest główny motyw powieści, którym dla mnie jest obsesyjna jednokierunkowa relacja między narratorem a głównym bohaterem sama w sobie, a całość jest spięta pewną może nienadzwyczajną, ale niebagatelną atmosferą dorastania grupy chłopców z wojną utrzymywaną w tle, niepodlegającą praktycznie żadnej ocenie i komentarzowi, ale coraz bardziej poprzez fakty wdzierającą się do życia. Nawet najwspanialsza umiejętność Grassa, czyli specyficzna, podważająca utarte spojrzenia na rzeczywistość maniera narracyjna, nie jest tu nieobecna, natomiast jest tak znacznie mniej kreatywna, mniej śmiała, mniej liryczna, że bezustannie stoi tak blisko "zwyczajnej", realistycznej prozy, jak te najsłabsze fragmenty "Blaszanego bębenka". Wciąż całkiem niezła powiastka, ale spore rozczarowanie.


6.0/10

Komentarze