Powiat średzki. Złote igły w stogach siana
Podregion, którego centrum stanowi Środa Śląska, z różnych punktów widzenia daje się nazwać agrarnym epicentrum województwa dolnośląskiego. O ile jest to powiat bardzo wypośrodkowany, jeśli chodzi o powierzchnię, zaludnienie czy nawet położenie na mapie, to pod innym względem jest bardzo skrajny. Nie licząc powiatu wrocławskiego, którego główne miasto leży poza nim samym, co poniekąd zaburza statystykę, to właśnie powiat średzki jest najmniej zurbanizowany ze wszystkich. Mniej niż 18% ludności mieszka tu w miastach - a to i tak prawie dwa punkty procentowe więcej niż jeszcze dwa lata temu, przed nadaniem Miękini praw miejskich. Poza powiatem strzelińskim to również najmniej zalesiony obszar w województwie. Co zastępuje tutaj lasy, łatwo odczytać po spojrzeniu na mapę i odkryciu, że prawie cały ten teren jest pokryty przez precyzyjnie wyznaczone pola uprawne.
Historia i położenie również nie pomagają szczególnie zapobiec zwiastunowi jednego z nudniejszych wycinków Dolnego Śląska. Środa Śląska, położona pomiędzy Wrocławiem, Legnicą a Świdnicą, była zawsze trochę przystawką dla tych trzech miast i w różnych okresach wchodziła w skład ich księstw, swego własnego nigdy się nie doczekując. Poza Wrocławiem i powiatami wrocławskim, legnickim i świdnickim, powiat średzki współcześnie graniczy jeszcze z jaworskim, wołowskim i trzebnickim - i na papierze wydawał mi się nie tylko najmniej interesujący z nich wszystkich, lecz wręcz w porównaniu z nimi prawie żaden. Miejsca, które zainteresowały mnie na tyle poważnie, bym pojechał je zobaczyć, stworzyły wyjątkowo krótką listę i w dodatku prawie wszystkie znajdowały się w północnej części regionu.
Powiat średzki się jednak obronił - oczywiście nie jako jeden z najciekawszych w województwie, bo zdecydowanie nie da się go nazwać turystycznie potężnym, ale jako daleki przy tym od dołów rankingu. Po pierwsze, odnalazłem w jego rolniczym krajobrazie spory urok, wręcz pewien wiejski liryzm, którego nie odczułem za mocno w innych typowo rolniczych powiatach, jak w strzelińskim czy górowskim - może przez minimalne wahnięcia równości terenu, może przez bliskość widocznego z oddali masywu Ślęży, a może przez to, że ta najciekawsza, północna część powiatu, jest jednak też konkretnie zalesiona. Po drugie, okazało się, że jeśli już powiat ma do zaproponowania coś ciekawego, to jest to zwykle bardzo imponujące. Wystarczyło parę godzin, by wszystko zobaczyć, a w międzyczasie jeszcze coś zjeść, ale opuszczałem to miejsce pozytywnie zaskoczony.
Rozpocząłem od atrakcji, która mogłaby być dość głośna wśród mieszkańców Wrocławia - z racji jej pobliskiego położenia i wizualnych walorów - gdyby pełniła inną funkcję, na przykład restauracyjną albo hotelową. Pałac w Mrozowie to śliczna, wyglancowana, podręcznikowa egzemplifikacja angielskiego neogotyku. Budowla, której najsłynniejszymi właścicielami był ród Ballestremów, do takiego stylu została doprowadzona w 1860 roku, ale było to efektem przebudowy gmachu stojącego tam już od XVIII wieku. Dziś mieści się w nim jednak zakład leczniczy zakonu albertynek, przez co nie tylko nie można go zwiedzać, ale nawet podejść zbyt blisko.
Na szczęście zbliżyć się jak najbardziej można do tej najlepszej rezydencji w powiecie, stojącej czy raczej pływającej zaledwie kilometr dalej - a nawet do niej wejść, zjeść w niej coś i przenocować. To niesamowity zamek w Wojnowicach, prawdziwa wizytówka powiatu, nadająca się nawet, by umieścić ją w wąskiej talii wizytówek całego województwa. Jeśli nie całego kraju - bo Polska nie ma chyba bardziej przekonującego zamku na wodzie. Nie na wyspie - takich trochę się jeszcze znajdzie - lecz właśnie na wodzie, bo budowla wydaje się wyrastać bezpośrednio z otaczającej ją fosy. Baśniowe położenie to jednak tylko początek wspaniałości tego miejsca; jako że zamek jest bardzo stary, pamiętający XIV wiek, a rozbudowany w szczególności w wieku XVI, to przeplatają się w nim przepyszne akcenty gotyckie i renesansowe, doskonale ze sobą koegzystując. Gotyk tworzy atmosferę rycerską, średniowieczną, trochę groźną, a renesans nadaje estetycznego powabu, baśniowości i miękkości.
Obok obu tych budowli położone jest najmłodsze miasto całego województwa - Miękinia (Nimkau) dopiero 1 stycznia 2023 roku otrzymała bowiem prawa miejskie. Nie miała ich nigdy wcześniej, choć jako wieś była wzmiankowana już na początku XIV wieku. Ma zaledwie 2054 mieszkańców, co czyni ją czwartym najmniejszym miastem na Dolnym Śląsku, i raczej nie wygląda na miasto, choć godny miejskości jest co najmniej bardzo ładny i duży budynek urzędu miasta, a także również niemałych rozmiarów kościół w pobliżu. Nie jest jednak generalnie zbyt piękna ani interesująca i nie wpadłbym na to, by to właśnie jej nadać prawa miejskie. Słyszałem też, że pod budowę bloków zlikwidowano tu pola winorośli, co nie przysparza miejscowości chluby.
W Miękini mieści się jedna ze słynniejszych dolnośląskich winnic, dość stara jak na polskie warunki Winnica Jaworek, oferująca noclegi i posiadająca restaurację. Jest znakiem mojego rosnącego wobec polskiego winiarstwa sceptycyzmu, że wizytę ograniczyłem do oględzin, a spiesząc się do kolejnych punktów wyprawy, nie domagałem się zbyt stanowczo degustacji.
Spieszyłem się do stolicy powiatu, czyli Środy Śląskiej (Neumarkt in Schlesien). To dla odmiany jedno z najstarszych miast regionu, z prawami miejskimi już od 1235 roku, ale też wybitnie małe jak na stolicę. Z zaledwie 9,5-tysięczną populacją stanowi dopiero 37. miasto województwa, ze stolic powiatów większe jedynie od Lwówka Śląskiego. Mimo umiarkowanej wielkości ma jednak silną atmosferę starych czasów. W dobrym stanie zachował się tu układ urbanistyczny centrum - podłużny rynek ma zarówno klimat, jak i niemałą wartość estetyczną, mimo że został nieco uzupełniony niskimi blokami i nieszczęśliwie nie uniknął towarzystwa głównej, bardzo ruchliwej ulicy miasta. Środa w ogóle jest zaskakująco ruchliwa, ożywiona, pełna ludzi, choć łatwo przypisywać to bliskości Wrocławia i Legnicy. Wrażenie potęguje tablica, która poświadcza, że Środę odwiedzały postacie tak legendarne, jak Fyderyk II, Napoleon Bonaparte, a zwłaszcza Stendhal. Władysław Laskonogi, jeden z władców Polski, miał tu nawet według niepewnych przekazów dokonać żywota w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie ma żartów.
Głównym atutem wizualnym miasta są jego średniowieczne, ceglane budowle. Panoramę rynku dominuje ciężka i mroczna sylwetka kościoła św. Andrzeja oraz jego prostopadłościennej, wolno stojącej dzwonnicy, która ma nie mniej charakteru. Świątynia jest wybitnie stara, jej spora część pochodzi z połowy XIII wieku i da się to odczuć. Nieco mniej wewnątrz niż na zewnątrz - wnętrze zostało pobielone, co nieco zamgliło jego walory architektoniczne, ale dzięki wielkim malowidłom i atrakcyjnej nastawie ołtarzowej wciąż jest dość klimatyczne.
Najpiękniejszy budynek w Środzie to jednak jej ratusz, a konkretnie - jako że jest współcześnie zespołem zupełnie różnych budowli z różnych wieków - fenomenalna, jakby wyjęta z Brugii, XV-wieczna część jego fasady na południowej pierzei, z charakterystycznym szczytem schodkowym, estetycznie pomalowanym w czerwone wzory. Podobnie jak w przypadku zamku w Wojnowicach, mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej sugestywnych architektonicznych wspomnień średniowiecza na całym Dolnym Śląsku, niebagatelnym nawet moim zdaniem w skali krajowej.
Co najlepsze, nie kończy się na powłoce zewnętrznej. Ratusz skrywa Muzeum Regionalne, które byłoby być może jednym z wielu typowych, nieprzeciętnie zapyziałych muzeów miejskich w małych miejscowościach, gdyby nie jego główna grupa eksponatów. Skarb średzki, bo o nim mowa, określa się dość powszechnie jako jedno z najważniejszych średniowiecznych znalezisk archeologicznych w całej Europie. To zbiór monet, klejnotów i insygniów czeskich władców z połowy XIV wieku, odnaleziony w mieście dopiero w latach 80. wieku XX. Szczególnie imponująca jest złota, wysadzana klejnotami, żeńska korona. Wartość całego skarbu szacuje się na ćwierć miliarda złotych. Warto zapolować na bardzo wąskie godziny otwarcia muzeum, by na własne oczy zobaczyć ten cud przypadkowej archeologii.
Wszystkie opisane miejsca to północ powiatu - na południu faktycznie ciężko odnaleźć coś bardzo interesującego. Warto jednak tam zajrzeć, bo to właśnie tam powiat nabiera szczególnie poetyckiego wymiaru swego polnego krajobrazu. Szczególnie droga z Kostomłotów do Osieka (wsi z charakterystycznym, ceglanym kościołem, widocznym z daleka) ma w sobie coś szczególnego.
W bardzo nielicznych powiatach zatrzymywałem się tak niewiele razy, jak w powiecie średzkim. Te powiaty bez zaskoczenia okazywały się zarazem jednymi z najmniej interesujących w województwie - tak już zwykle jakoś jest, że jeśli miejsc godnych odwiedzenia w ogóle jest mało, to i te miejsca raczej nie powalają, a z kolei za gęstością atrakcyjnych punktów idzie w parze ich wybitność. Powiat średzki jest wyjątkiem - nie stawiając na ilość, zdecydowanie stawia na jakość.
Widać żelazną konsekwencję we wpisach. Przewodnik już chyba prawie gotowy? :)
OdpowiedzUsuńCoraz bliżej finiszu. W tym roku powinienem skończyć Wrocław, a w przyszłym Dolny Śląsk i Polskę. Potem jeszcze trochę pracy nad wyszlifowaniem i połączeniem części w całość, i może coś z tego będzie :)
Usuń