Grecja, akt I: część VI. Blichtr na gruzach antyku

Ostatnie dni pierwszej greckiej wyprawy spędziłem w północno-wschodniej części Peloponezu oraz na wyspie Hydra. Choć ta część półwyspu ma jedne z najważniejszych pozostałości archeologicznych starożytnej Grecji, to odebrałem ją jako nieco mniej klimatyczną - jest tu więcej ludzi, więcej ruchu, więcej cywilizacji. Piękno staje się nieco mniej dzikie i spontaniczne, a bardziej wymuskane, eleganckie. Wciąż jednak występuje w dużych dawkach.

Okolice miasta Nemea to serce całego greckiego winiarstwa - wina z tej apelacji, oparte szczególnie na rodzimym szczepie Agiorgitiko, uchodzą za najlepsze w kraju. Degustacja w winnicy Bairaktaris była bardzo przyjemna i choć żadne wino nie wywołało we mnie zachwytu, to prawie wszystkie były co najmniej bardzo dobre, a niektóre z Agiorgitiko naprawdę świetne i jednocześnie w świetnych cenach jak na swoją jakość.

Z trzech zwiedzonych wysp w trakcie całej podróży Hydra okazała się numerem dwa, choć pod pewnymi względami numerem jeden (całkowity brak samochodów, które na wyspę nie mogą przypływać, czyni główne i jedyne miasteczko Hydry niebywale urokliwym, a zarazem czystym), a pod innymi numerem trzy (przyciąga tłumy nawet w kwietniu i jest trochę zbyt ożywiona, co uszczupla jej atmosferę - choć być może była to wina rozgrywającego się tam nazajutrz maratonu). Duch Leonarda Cohena, który mieszkał tu kiedyś i którego dom ciągle można tu odnaleźć, rozpościera się na wyspie intensywnie - jest ona, podobnie jak postać tego wybitnego barda, mieszanką szczerego romantyzmu i wyrażanego w luksusie jachtów wielkoświatowego blichtru.

Po zejściu z Hydry udało się obejrzeć starożytny amfiteatr w Epidaurosie, najlepiej zachowany w całej Grecji, spełniający wyobrażenia o idealnym starożytnym amfiteatrze greckim, potężny. Niestety nie zdążyłem zobaczyć starożytnych Myken, rzucając na nie okiem tylko z zewnątrz ogrodzenia, co będzie chyba najważniejszą rzeczą do nadrobienia przy powrocie do tej części Grecji (niewiele mniejszą starożytny Korynt, na który też zabrakło czasu). Ostatnim oglądanym miastem i w ogóle miejscem był Nauplion, pierwsza stolica niepodległej Grecji, który jest dziś nieporównywalnie mniejszy od Aten, ale wciąż w pewnym sensie bardziej reprezentatywny - czysty, lepszy urbanistycznie, bardziej elegancki. Ma bardzo przyjemną starówkę, zapadający w pamięć widok na fortecę na wysokiej skale i znakomitą nadmorską promenadę, obsadzoną tłustymi palmami. To również tutaj, przy świetnej kolacji, która okazała się drugim najlepszym posiłkiem całej podróży, udało się spróbować najlepszego czerwonego wina greckiego - jak dotąd, w całym życiu (ze szczepu Agiorgitiko).

Uproszczona chronologia zdjęć: winnica Bairaktaris, port w Poros, Hydra, teatr w Epidaurosie, Mykeny, Nauplion.















































































































































































































Komentarze