Jackie McLean: "Destination... Out!"
Jackie McLean zgarnął kredyty za ten album, który zarazem utkwił w jego dyskografii jako szczytowe osiągnięcie, a w gruncie rzeczy powiedzieć, że lider w połowie tylko odpowiada za jakość tych utworów, to jakby mu się ukłonić. Bez kompozycji Grachana Moncura III byłby to już prawie zapomniany, jeszcze jeden post-bopowy album z lat 60., bo improwizacje rzadko są jego najmocniejszą stroną, a dużo częściej tematy i koncepcje utworów. Te są tutaj wyśmienite. Love and Hate to melancholijna post-bopowa ballada z odrobinę patetycznym, głęboko brzmiącym tematem i spokojnymi solówkami, nastawionymi w stu procentach na emocjonalną opowieść za pomocą trafiania w odpowiednie tony, a w żadnym stopniu na wirtuozerię - bardzo klimatyczna, zatrzymana, pełna ciszy. Esoteric jest oparty na bardzo ciekawym schemacie rytmicznym - krótkie fragmenty "normalnego", mknącego bopu są tu porozdzielane trochę dłuższymi fragmentami zamrożonego, zawieszonego rytmu, w których sekcja rytmiczna zamiera, otwierając tylko kolejne takty pointylistycznymi uderzeniami. Daje to większą przestrzeń brzmieniową solistom i nadaje muzyce atmosfery zawieszenia i niepewności. W gorącym, swingującym Riff Raff nie ma już jakiejś wyjątkowej koncepcji, ale temat jest rewelacyjny.
A wystarczy zabrać puzoniście głos i oddać go saksofoniście - i dostajemy przyjemny, klasowy, ale niewyróżniający się niczym szczególnym bop w Kahlil the Prophet. Oczywiście McLean nie był tu jednak przeszkodą, ale częścią sukcesu - gra dobrze, bardzo dobrze, potrafi się odnaleźć w każdej koncepcji, jego frazowanie jest inteligentne i precyzyjne. Ale z solistą wybitnym, śmielszym, mógłby to być album znakomity (nie tylko praca Moncura, ale i subtelne harmonie Bobby'ego Hutchersona tworzą pod to podkład), ale solistów wybitnych nie ma i nie jest.
A co jest? Klasowy, subtelny, uczuciowy ale delikatny post-bop z nokturnalnym klimatem i świetnymi pomysłami.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz