Cascade Brewing: Sang Noir
Pumpkin Smash z oregońskiego Cascade Brewing wspominam do dziś i nie zapowiada się, żebym kiedyś miał przestać - fuzja pumpkin ale'a, imperialnego kwasa i beczki po bourbonie zrodziła jedno z najciekawszych kwaśnych piw, jakie w życiu piłem. Teraz po blisko półtora roku, odkąd udało mi się to piwo zdobyć, czas na Sang Noir: blend imperialnych czerwonych ale leżakowanych z beczkach po winie i beczkach po bourbonie z dodatkiem wiśni. We wszelkich rankingach jest ścisłym topem piw z tego browaru, więc oczekiwania mam spore, zwłaszcza od sentymentalnego dla mnie rocznika 2015, w którym zacząłem warzyć piwo.
Duże butelka z korkiem szampańskim i przyjemną etykietą, na której jak zwykle Cascade Brewing chwali się wykorzystaniem beczek. Wzór etykiet w browarze zdążył się już zmienić od czasu, gdy kupowałem tę butlę. Barwa balansuje od ciemnej miedzi do pełnego brązu, jest pięknie; piana symboliczna, szybko znika. W zapachu jak rewelacyjne imperialne oud bruin: wywrotka suszonych owoców na czele z wiśniami i czerwonymi jabłkami, czereśnie, śliwki, nawet dżem truskawkowy (z czasem jest go coraz więcej); delikatne nuty melanoidynowe, przypalane i słodycz od beczki po bourbonie, gdzieś tam szczypta czerwonego pieprzu - aromat właściwie kompletny, fantastyczny, bardzo intensywny. W smaku jest bardziej wymagające, wkracza spora cierpkość i niemała kwaśność, minimalnie octowa; jest to fajnie kontrowane tą owocową słodyczą. Jak na 10% alkoholu bardzo lekkie w odbiorze.
Śliczne piwo, które można z relatywnie czystym sumieniem podpiąć pod oud bruin (zwłaszcza że beczki, ani po winie, ani po bourbonie, nie są zbyt wyczuwalne). Pumpkin Smash bardziej mnie uwiódł, ale Sang Noir to też klasa sama w sobie.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz