Paul Cézanne: "Château Noir"
Z olbrzymich nazwisk malarstwa przełomu XIX i XX wieku Cézanne jest dla mnie być może tą postacią, w przypadku której najtrudniej uzgodnić mi rzeczoną olbrzymiość z moimi preferencjami. Że jest to nazwisko wielkich rozmiarów, nie podlega dyskusji - w historiografii sztuki praktycznie zawsze podaje się go za kluczową postać dla ukierunkowania malarstwa po przełomie stuleci - wręcz ojca malarstwa "współczesnego" - a zasadność takich stwierdzeń legitymizują opinie Picassa czy Matisse'a. Oczywiście ciężko nie zauważyć, że Cézanne był bardzo nowatorski i uosabiał dość newralgiczną, faktycznie wybitnie istotną fazę na drodze od realizmu i figuracji do abstrakcji. Po pierwsze jednak wydaje mi się pewnym nadużyciem tytułowanie go wspomnianym "ojcem" - widzę go raczej jako jedno z ogniw, niekoniecznie najważniejsze. Po drugie często, gdy oglądam jego dzieła, widzę czystą transformację, czysty nowatorski ruch, widzę jakby laboratorium do rozwoju sztuki, ale bez tworzenia sztuki w sensie najgłębszym. Dlatego na ten moment darzę Cézanne'a raczej chłodnymi uczuciami, mimo pewnego podziwu.
Zdarza się jednak, że jego obraz mnie zahipnotyzuje - niech nawet nie ma wielkiej atmosfery, emocji, niech nic nie mówi, ale czasem technika Cézanne'a jest tak błyskotliwa, że sama staje się treściwą wypowiedzią i przeżyciem. Gdy dojdzie do tego jeszcze przypadkiem coś na kształt atmosfery, zaczynam człowieka bardzo lubić. Taki przypadek zachodzi na tym płótnie, które łączy artystę w szczycie formy i śmiałości technicznej - u kresu życia - oraz klimatyczny temat, dobrze dopasowany do tej techniki i wspólnie z nią tworzący obraz silny, przemawiający.
Oglądamy tu setki charakterystycznych Cézanne'owskich bloczków farby, które zachowują się dużo swobodniej, niż drobniejsze kropki i maźnięcia impresjonistów; oglądamy niedokładne kontury obiektów i głęboko posunięte uproszczenia w ich przedstawianiu, podkreślające geometryczną i kolorystyczną esencję na niekorzyść podobieństwa do rzeczywistości; oglądamy przenikanie się tych obiektów, wychodzenie z siebie i emanację na przestrzeń obok. Oto rozpada się świat, jaki znamy - już nie tak jak u impresjonistów, gdzie analiza prowadziła do syntezy na innym poziomie, ale ciągle w służbie rzeczywistości. Rozpada się, by wykreować coś od rzeczywistości oderwanego, traktującego ją wybiórczo, choć nietracącego pewnych z nią związków. A że rozpad świata to koncept nieco mroczny, to odnalazł tu dobrą paralelę w temacie obrazu - samotny, jakby opuszczony zamek na wzgórzu porosłym gęstym, ciemnym lasem i na tle nerwowego, niejednolitego nieba. Temat jest nieuchronnie, romantycznie klimatyczny, zwłaszcza przy odpowiedniej kompozycji, a ta jest właśnie taką.
Ta odrobina treści wystarcza, bym mógł już czerpać z obrazu wielką przyjemność i chciał z nim długo przebywać sam na sam. Hipnotyczną siłę przyciągania ma sposób, w jaki Cézanne odmalował przede wszystkim drzewa, odznaczając się wybitnym wyczuciem koloru, polotem, śmiałością i zdolnością do porządkowania przestrzeni mimo pozornie ogromnego chaosu. Drapieżne rozbicie tradycji idzie tu w parze z wyczuciem, dorzecznością, swoistą elegancją. Zbliżenia na fragmenty tego płótna potrafią dawać tak wspaniałą kolorystycznie abstrakcję, do której nie zbliżają się nawet naprawdę wielkie nazwiska abstrakcji. Te abstrakcyjne fragmenty tworzą figuratywną masę, która wyraża esencję ciemnego, gęstego lasu - nie jego dosłowność estetyczną, lecz właśnie esencję, kolorystyczną i geometryczną. Esencję, której nie widać, relatywną - zjawisko dyskusyjne, a więc to silny policzek dla estetycznego realizmu. Każda kolejna minuta, spędzona na kontemplacji tej masy, poszerza jej percepcję, rozwarstwia ją, ukazuje jako coraz bardziej złożoną i precyzyjną. Coraz bardziej uporządkowaną, zaplanowaną, wymuskaną - choć minuta pierwsza to ekspresyjna nawałnica zieleni, zrodzona z intuicji.
Pokazywanie obrazem czegoś, czego nie widać, nie zaczęło się od końca XIX wieku - moim zdaniem stanowi, nieco paradoksalnie, esencję malarstwa od setek lat; Cézanne "po prostu" wykonał to bardziej radykalnie niż wcześniejsi twórcy, a nawet może tylko większość z nich. Wykonał jednak w wyśmienity, właściwy sobie, urzekający sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz