Agnolo Bronzino: "Alegoria z Wenus i Kupidynem"
olej na drewnie / 1545 / National Gallery, Londyn
Jeden z kilku pierwszych obrazów, jakie postawiłbym przed kimś zadającym pytanie o istotę manieryzmu - z kandydaturą na pierwszy. Opierając się na pewnych renesansowych jakościach - świetnym rysunku, motywach antycznych, ekspozycji ludzkiego ciała - Bronzino naigrawa się wręcz z renesansowej sztuki, epatując groteską, antyharmonią, dziwactwem, erotyką i bałaganem. Rozpoczyna się od samej kompozycji, chaotycznej i pozbawionej spójności, której poszczególne elementy są jakby rozlane na płaszczyźnie zawieszonej poza przestrzenią. Ciała wiją się w przesadzonych, nadmiernie wyrafinowanych pozach; każda twarz jest ekstrawagancka, przerysowana, przedziwna - jak maski w prawym dolnym rogu. Każda ma odrobinę szaleństwa - czy mowa o szaleństwie o odcieniu szału, tajemniczości czy erotycznego uniesienia. Kolorystyka jest dość pociągająca, ale pozbawiona renesansowej harmonii. Erotyka jest bezczelnie prowokacyjna, ociera się o pornografię. Symbolika jest tak pokręcona i wybujała, że nie osiągnięto zgodności co do znaczenia obrazu - ba, wręcz nie osiągnięto w miarę solidnej hipotezy.
Nie jest to najsubtelniejsze malowidło wszech czasów, a raczej ze wszystkich słynnych jest jednym z najbardziej jaskrawych i bezczelnych, zwłaszcza sprzed XX wieku. Ale ta pyszna bomba dziwaczności, bałaganu i erotyki jest jak zabójczo gryząca esencja z całej epoki w dziejach sztuki i robi po prostu mocne wrażenie. No i w końcu - Bronzino był wybitny w odwzorowywaniu materii, zwykle szat, ale tutaj również ludzkiego ciała.
Komentarze
Prześlij komentarz