Indywidualności kina (4/150): Michael Cimino
1939-2016 / Nowy Jork (Nowy Jork), USA
Sedno wyjątkowości
Choć jego talent szybko rozpłynął się w powietrzu, zdążył udowodnić swój dryg do autorskich filmów, obdarzonych pełnym wyczucia, zmiennym rytmem, wykorzystujących subtelnie monumentalne ujęcia, niezdominowanych przez fabuły, lecz tworzących konsekwentnie atmosferę miejsca i czasu. Nakręcił w ten sposób jeden z najlepszych filmów o wojnie w historii kina.
Opus magnum
Łowca jeleni / The Deer Hunter (1978): 7.5/10
Głównym atutem tego obrazu, dzięki któremu lekką ręką daje się go nazwać najlepszym filmem o Wietnamie poza Czasem apokalipsy i jednym z najlepszych wojennych w ogóle, jest metoda mówienia o wojnie, jaką Cimino przyjął w swoim subtelnie pacyfistycznym fresku, będącym jednocześnie tryptykiem. Wystarczyła mu tylko jedna i wcale nie za długa sekwencja scen typowo wojennych w środku tego tryptyku (w której jeszcze mniej jest walki jako takiej), dająca bezpośredni kontakt z nieludzkim okrucieństwem i piekłem psychicznym uczestników konfliktu. To sekwencja dosadna, intensywna i dzika, ale nie ona porusza najmocniej, lecz to, co następuje po niej, po powrocie części bohaterów do domu - szczególnie wobec tego, że jest to poniekąd mroczne lustrzane odbicie pierwszej części filmu, czyli obszernego szkicu relatywnie szczęśliwej małomiasteczkowej społeczności słowiańskich imigrantów w Ameryce. Właśnie przygnębiający obraz leja po bombie - mniej lub bardziej zniszczonych żyć i umysłów weteranów i ich bliskich - uderza najdosadniej i jest poprowadzony najgłębiej. To również dopiero w tej części film wznosi się na naprawdę wysoki poziom, przybierając melancholijne, ale płynne tempo, rozmywając się w impresjonistycznych zdjęciach i niedopowiedzeniach, rodząc atmosferę, która kulminuje się w finalnej, poruszającej scenie.
Poza przemyślaną kompozycją trzech etapów warto zwrócić uwagę na specyficzną łączność pomiędzy nimi: błyskawiczne cięcia, które radykalnie przenoszą w czasie, przestrzeni i atmosferze. Z posiedzenia przyjaciół przy piwie w rodzinnym miasteczku przenosimy się prosto do piekła wojennego frontu, a z Sajgonu prosto do miasteczka. To nie przypadek czy niechlujność, lecz przemyślany i bardzo trafny zabieg, który uwypukla kontrast między poszczególnymi sekcjami diegezy. Poza tym należy docenić może nie wybitnie artystyczne, ale bardzo ładne i dopracowane zdjęcia, czasami wręcz freskowe, i świetnego jak zwykle w tym okresie De Niro (mocno wspieranego przez Meryl Streep, która de facto zaczyna tu karierę).
Ten film nie imponuje mi tak bardzo, bym zdecydował się na cztery godziny z Wrotami niebios. Nawet tutaj, choć jest to jeden z najmniej ciągnących się ponad trzygodzinnych filmów, Cimino grzeszy dłużyznami, zwłaszcza w pierwszej części, więc mam prawo zakładać, że jego western może być bolesnym doświadczeniem (a żaden głos na niebie i ziemi nie wskazuje, by był to film naprawdę bardzo dobry). Ograniczam więc swoją przygodę z tym reżyserem do zaledwie dwóch obrazów; tym bardziej warto podkreślić, że jego debiut z Eastwoodem, choć od Łowcy jeleni oddzielony przepaścią pod względem popularności i uznania, uważam za dzieło tylko nieznacznie mniej udane.
Inne wybrane dzieła
Piorun i Lekka Stopa / Thunderbolt and Lightfoot (1974): 7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz