Indywidualności kina (4/150): Michael Cimino

Czas / Miejsce

1939-2016 / Nowy Jork (Nowy Jork), USA

Sedno wyjątkowości

Choć jego talent szybko rozpłynął się w powietrzu, zdążył udowodnić swój dryg do autorskich filmów, obdarzonych pełnym wyczucia, zmiennym rytmem, wykorzystujących subtelnie monumentalne ujęcia, niezdominowanych przez fabuły, lecz tworzących konsekwentnie atmosferę miejsca i czasu. Nakręcił w ten sposób jeden z najlepszych filmów o wojnie w historii kina.

Opus magnum

Łowca jeleni / The Deer Hunter (1978): 7.5/10

Michael Cimino miał jedną z dziwniejszych karier reżyserskich w dziejach. Pojawił się w biznesie trochę znikąd, znany najbardziej jako twórca reklam telewizyjnych, i od razu nakręcił eklektyczny film z Clintem Eastwoodem - dziś zasadniczo zapomniany, choć naprawdę bardzo dobry. Następnie stworzył dzieło w zupełnie innym tonie, nieporównywalnie cięższe tematycznie i bardziej klasyczne, tym razem dorywając się do Roberta De Niro, które z miejsca stało się pozycją kultową. Kolejnym, zbyt ambitnym podejściem, czyli niesławnymi Wrotami niebios, doprowadził do bankructwa całego studia filmowego i zdarł sobie reputację do tego stopnia, że nigdy już nie popełnił nic istotnego, kręcąc mniej więcej jeden film na dekadę życia. Nie bez powodu przeszedł jednak do historii kina, bo jakkolwiek Łowca jeleni nie jest dziełem artystycznie wielkim, to bezwzględnie bardzo udanym.

Głównym atutem tego obrazu, dzięki któremu lekką ręką daje się go nazwać najlepszym filmem o Wietnamie poza Czasem apokalipsy i jednym z najlepszych wojennych w ogóle, jest metoda mówienia o wojnie, jaką Cimino przyjął w swoim subtelnie pacyfistycznym fresku, będącym jednocześnie tryptykiem. Wystarczyła mu tylko jedna i wcale nie za długa sekwencja scen typowo wojennych w środku tego tryptyku (w której jeszcze mniej jest walki jako takiej), dająca bezpośredni kontakt z nieludzkim okrucieństwem i piekłem psychicznym uczestników konfliktu. To sekwencja dosadna, intensywna i dzika, ale nie ona porusza najmocniej, lecz to, co następuje po niej, po powrocie części bohaterów do domu - szczególnie wobec tego, że jest to poniekąd mroczne lustrzane odbicie pierwszej części filmu, czyli obszernego szkicu relatywnie szczęśliwej małomiasteczkowej społeczności słowiańskich imigrantów w Ameryce. Właśnie przygnębiający obraz leja po bombie - mniej lub bardziej zniszczonych żyć i umysłów weteranów i ich bliskich - uderza najdosadniej i jest poprowadzony najgłębiej. To również dopiero w tej części film wznosi się na naprawdę wysoki poziom, przybierając melancholijne, ale płynne tempo, rozmywając się w impresjonistycznych zdjęciach i niedopowiedzeniach, rodząc atmosferę, która kulminuje się w finalnej, poruszającej scenie.

Poza przemyślaną kompozycją trzech etapów warto zwrócić uwagę na specyficzną łączność pomiędzy nimi: błyskawiczne cięcia, które radykalnie przenoszą w czasie, przestrzeni i atmosferze. Z posiedzenia przyjaciół przy piwie w rodzinnym miasteczku przenosimy się prosto do piekła wojennego frontu, a z Sajgonu prosto do miasteczka. To nie przypadek czy niechlujność, lecz przemyślany i bardzo trafny zabieg, który uwypukla kontrast między poszczególnymi sekcjami diegezy. Poza tym należy docenić może nie wybitnie artystyczne, ale bardzo ładne i dopracowane zdjęcia, czasami wręcz freskowe, i świetnego jak zwykle w tym okresie De Niro (mocno wspieranego przez Meryl Streep, która de facto zaczyna tu karierę).

Ten film nie imponuje mi tak bardzo, bym zdecydował się na cztery godziny z Wrotami niebios. Nawet tutaj, choć jest to jeden z najmniej ciągnących się ponad trzygodzinnych filmów, Cimino grzeszy dłużyznami, zwłaszcza w pierwszej części, więc mam prawo zakładać, że jego western może być bolesnym doświadczeniem (a żaden głos na niebie i ziemi nie wskazuje, by był to film naprawdę bardzo dobry). Ograniczam więc swoją przygodę z tym reżyserem do zaledwie dwóch obrazów; tym bardziej warto podkreślić, że jego debiut z Eastwoodem, choć od Łowcy jeleni oddzielony przepaścią pod względem popularności i uznania, uważam za dzieło tylko nieznacznie mniej udane.

Inne wybrane dzieła

Piorun i Lekka Stopa / Thunderbolt and Lightfoot (1974): 7.0/10



Komentarze