Indywidualności jazzu (5/150): J. J. Johnson

Czas / Miejsce / Nurty

1924-2001 / Indianapolis (Indiana), USA / Bebop, Hard Bop

Sedno wyjątkowości

Był najważniejszym i być może najlepszym puzonistą w historii jazzu. Mimo "powolnego" charakteru swojego instrumentu, był w stanie grać na nim w bebopowych składach na równych warunkach z saksofonistami i trębaczami, a nawet stał się jednym z bardziej wpływowych protoplastów gatunku jako takiego. W późniejszych dekadach odznaczył się jako utalentowany kompozytor i aranżer.

Opus magnum

J.J. Inc. (1961): 7.5/10

Ten album wznosi J. J. Johnsona powyżej klasycznego stereotypu o nim jako o gościu, który "grał jazzy na puzonie i jakimś cudem wniósł ten powolny instrument do bebopu, i w sumie tyle, a teraz wróćmy do Charliego Parkera". J.J. Inc. to rozbudowany i dopracowany hard bop z samymi autorskimi kompozycjami lidera, w których element kompozytorski jest niebagatelny – nie są to utwory Johnsona tylko na alibi. Tematy nie są może bardzo odkrywcze, ale co do jednego dość kunsztowne, atrakcyjne i charyzmatyczne, przeważnie też dość długie; w dodatku utwory uciekają od sztampowego modelu temat-solówki-temat, bo temat potrafi pojawiać się fragmentarycznie w środku. Wiele robią dobrzy partnerzy: przebojowy młody Freddie Hubbard, intensywny Clifford Jordan i spajający to wszystko, intelektualny, wrażliwy harmonicznie Cedar Walton (basowi i perkusji też nie da się nic zarzucić, choć pełnią tu raczej mocno roboczą rolę). Pierwszych dwóch Johnson wykorzystuje do stworzenia bogatej, bigbandowej w odczuciu faktury, która jest kluczowa w paru momentach.

Większość materiału to typowy, bluesowy, pogodny i energiczny hard bop trochę spod znaku The Jazz Messengers, ale album dla mnie wygrywa dwoma bardziej zamyślonymi i melancholijnymi kawałkami, Minor Mist i Aquarius. Zwłaszcza ten pierwszy jest śliczny, a kontrast pomiędzy dość łagodnym tematem i solówkami a intensywnymi, prawie spirytualnymi wtrąceniami całego zespołu w trakcie solówek to peak albumu (który jest dzięki temu przyjemnie słodko-gorzki, czasem skrajnie słoneczny, ale czasem zadziwiająco deszczowy i refleksyjny, przy tym wręcz impresjonistyczny). To właśnie w tych dwóch utworach najbardziej podobać się może też gra samego Johnsona, którego puzon jest po prostu stworzony do jednak wolniejszych temp. Prowadzą mnie one do odczucia żalu, że Jay Jay nie poszukał mocniej własnej, „puzonowej” odmiany jazzu - wolniejszej, bardziej rozmytej i duchowej, może mroczniejszej - a raczej próbował głównie udowadniać, że puzon to nie gorszy instrument do grania bopu niż trąbka czy saksofon. Zwłaszcza że moim zdaniem bez powodzenia, bo choć wprawdzie wymiatał na nim niewiarygodnie, to pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.

Inne wybrane dzieła

1. Jay Jay Johnson (1953): 7.0/10









2. The Eminent Jay Jay Johnson, Vol. 2 (1955): 7.0/10









3. Proof Positive (1965): 7.0/10









Najlepsze utwory

8.0 Aquarius / Minor Mist / Neo

Komentarze