Legendarne destylarnie: Laphroaig

Skoro torfowa whisky jest jedną z ikonicznych zjawisk dla szkockiej whisky, to destylarnia, która sama w sobie jest ikoną torfowej whisky, daje się nazwać ikoną szkockiej whisky do kwadratu. Rzadko kiedy jest to określenie równie mocno uprawnione, jak w przypadku legendarnej Laphroaig. Hasło the most richly flavoured of all Scotch whiskies, które widnieje na butelkach z tej destylarni, brzmi jak najzwyczajniejsze marketingowe pustosłowie - a jednak wyjątkowo może się bronić z obiektywnego punktu widzenia, o ile zgodzimy się na podzielany przez wielu pogląd, że właśnie ten producent wypuszcza na świat najbardziej dymną whisky świata.

Miejsce i czas

Laphroaig (wym. la'frojg) od ponad dwustu lat operuje na południowym brzegu wyspy Islay, najsłynniejszej wyspy w świecie whisky (nie licząc samej Wielkiej Brytanii i Irlandii, które jednak są dla świata whisky raczej mainlandem niż wyspami), będącej wielkim epicentrum torfu. Tuż obok niej działają inni torfowi giganci: Port Ellen, Lagavulin i Ardbeg. Budynki destylarni wznoszą się nad niewielką zatoką morską.

Narodziny Laphroaiga to rok 1815, kiedy to w branży zaczęło działać dwóch braci, Donald i Alexander Johnstonowie. Najpierw był to biznes na niewielką skalę, zalegalizowany w roku 1826. Dekadę później ten pierwszy Johnston odkupił udziały brata, a drugi przeniósł się do sąsiedniego Lagavulin, zanim wyemigrował do Australii. Zanim stulecie dobiegło do półmetka, Donald dosłownie oddał życie za destylarnię, w 1847 wpadając do alembiku z gotującym się zacierem i umierając po dwóch dniach.

Rozłam braci na dwie sąsiednie destylarnie stał się początkiem wieloletniego sporu między zakładami, kontynuowanego jeszcze długo po śmierci założycieli. Lagavulin próbował skopiować whisky z Laphroaig, przejąć całą destylarnię, a nawet utrudniać jej dostęp do wody. Ostatecznie jednak spadkobiercy Donalda Johnstona i ich krewniacy utrzymali destylarnię w swoich rękach. Ostatnim z nich był Ian Hunter, który opracował receptury i procesy, na których destylarnia opiera się do dziś. Zmarł w 1954 roku, pozostawiając zarządzanie destylarnią wieloletniej sekretarce, Bessie Williamson, która prowadziła ją z sukcesami przez ponad 10 kolejnych lat.

Sprzedaż Laphroaiga spółce Long John Distilleries w połowie lat 60. wyznacza długi ciąg przechodzenia destylarni z rąk jednego koncernu do drugiego, najczęściej nie w wyniku zakupu samej destylarni, ale pochłaniania się lub łączenia koncernów. Obecnie właścicielem Laphroaiga jest japoński gigant alkoholowy Suntory (posiada on również kilka japońskich, irlandzkich i w końcu szkockich destylarni, w tym Bowmore z Islay).

Laphroaig jest ulubioną whisky króla Anglii, Karola. W 1994 roku, jeszcze oczywiście jako książę Walii, przyznał destylarni odznaczenie Royal Warrant; 5 lat później osobiście podpisał 15 butelek autografem "Charles 1999".

Produkcja

Laphroaig słynie jako najbardziej torfowa i co za tym idzie najbardziej dymna whisky świata - a już co najmniej jedna z paru takich. Za tym tytułem stoi oczywiście specyficzny proces produkcji. Część zaczyna się już na etapie słodowania - destylarnia sama wytwarza około 20% używanego przez siebie słodu, żeby uzyskać inną, "lepszą" dymność. Słód jest torfowany i ogrzewany w niskich temperaturach przez 10-12 godzin, co podwyższa poziom krezolu, odpowiadającego za smoliste aromaty.

W przeciwieństwie do Ardbega i Lagavulin, w Laphroaigu starają się ukrócić estry owocowe i słodsze aromaty: dążą do stworzenia ciężkiego i smołowatego charakteru whisky. W tym celu stosują bardzo długi czas oddzielania przedgonu w trakcie destylacji, żeby tych estrów się pozbyć. Mają do dyspozycji siedem alembików.

Destylarnia opiera się prawie wyłącznie na beczkach po bourbonie, a nawet wyłącznie na beczkach po bourbonie Maker's Mark (również własności Suntory). Dodatkowym czynnikiem jest morskie powietrze południowego wybrzeża Islay, które nadaje whisky nuty morskie, wodorostowe, solankowe.

60% produkcji to single malty, reszta idzie do blendów.

Niekwestionowanym produktem sztandarowym destylarni jest wersja 10-letnia. Wersje kilkunastoletnie są już dość rzadkie i już bardzo drogie. W ostatnich latach destylarnia wypuszcza też sporo nieoznaczanych wiekowo whisky, często finiszowanych w różnych beczkach niebourbonowych.

Przegląd

Do przeglądu wyselekcjonowałem pięć różnych Laphroaigów. Znalazła się tu oczywiście sztandarowa wersja 10-letnia, a także 10-latka finiszowana w beczkach po sherry. Perłą przeglądu jest whisky 15-letnia, wypuszczona na 200-lecie istnienia destylarni. Uzupełniają ten tercet dwie whisky bez podanego wieku: Laphroaig Select, przystępna cenowo i pozycjonowana na entry level torfowej whisky, i Laphroaig Lore, nieprzystępna cenowo, która jest pozycjonowana na odwrót, na bardzo esencjonalnego, mrocznego Laphroaiga.


1. Laphroaig Select

40%

Whisky bez podanego wieku, prawdopodobnie młodsza niż 10 lat, będąca w pewnym sensie mieszanką kilku różnych Laphroaigów: Quarter Cask, PX Cask, Triple Wood i 10-letniej. Nie chodzi o to, że mieszane są już gotowe whisky, ale o mieszankę destylatów starzonych tymi czterema metodami. Mamy więc tu trochę tradycyjnej 10-latki, trochę małych, 125-litrowych beczek, trochę beczek po sherry Pedro Ximénez i trochę beczek z europejskiego dębu. Wszystko finiszuje jeszcze przez pół roku w czystych beczkach z amerykańskiego dębu w najwyższych możliwych dla tej destylarni temperaturach. Jej hasłem jest balans.



Jasnożółta, naprawdę jaśniutka. Intensywny, szybko atakujący zapach, skupiony bardzo mocno na torfowym dymie o charakterystyce apteczno-morskiej; skojarzył mi się w pewnym momencie z wędzoną rybą. Pojawia się w nim też coś na kształt polnych kwiatów, ale jakby przysypanych popiołem. W smaku również maksymalnie skoncentrowana na dymie; na przełknięciu i w pierwszych etapach finiszu jest pewna ognista pikantność, biorąca się zapewne z młodości, która jeszcze potęguje ognisto-dymne klimaty. Na finiszu brakuje jej trochę bazy, ciała, ale jeśli chodzi o samą dymność, to chyba nie ustępuje legendarnej 10-latce: tylko że bardziej atakuje tym dymem na początku, mniej rozpościerając go na finiszu. Ale z każdym łykiem pogłębia się wrażenie pewnej płytkości.

7.5/10

2. Laphroaig 10 Year Old

40%

Jeden z najbardziej ikonicznych single maltów świata: wizytówka Laphroaiga, stawiająca na torf, torf i jeszcze raz torf.



Jasnozłota. Zapach jest ewidentnie dymny i torfowy, ale jak na to, czego się spodziewałem, to jeszcze dość przyczajony. Torf zachowuje się aptecznie, szpitalnie, jodynowo, ale w dość sympatyczny sposób; łączy się z akcentami trawiastymi, sianowymi, nawet trochę polno-kwiatowymi, a w końcu z morskimi. Trochę jak podpalona i dymiąca trawa nad morską zatoką, nad którą stoi apteka z uchylonymi drzwiami. Ale jest też do tego jednak trochę słodkawej, owocowej kontry. Z czasem pojawia się sporo drewna. W smaku słodyczy wiele już nie zostaje: jest wytrawnie, trochę słono, bardzo dymnie już od wzięcia jej do ust; przełknięcie jest trochę jak zażarzenie się węgielka, a finisz to najbardziej dymne ze wszystkiego dogasanie. Ciągnie się w nieskończoność, a dym robi się coraz czystszy i coraz "późniejszy", jak przesiąknięte nim ubranie po paru godzinach; robi się popiołowo i słonawo. W ustach torf jest nieco mniej apteczny, bardziej smolisty i po prostu dymny. Przy całej jej mroczności i dymności jest jednocześnie dość łagodna, nie pali, jest zaokrąglona i harmonijna. Nie jest ani potworem intensywności, ani potworem złożoności, ale i tak jest wybitna - trochę ascetyczna, zmierzająca prosto do celu, ale nie banalna i prosta.

9.0/10

3. Laphroaig 10 Year Old Sherry Oak Finish

48%

Tę wersję od standardowej 10-latki dzieli nie tylko fakt finiszowania w beczkach po sherry oloroso, ale też dużo mniej grzeczne rozcieńczenie; ma aż o 8 punktów procentowych więcej alkoholu.



Bursztynowa. Sherry zmieniło jej charakter niemal nie do poznania; dym jest obecny w swojej torfowej postaci, ale jest wycofany dość głęboko na tło. Prym wiodą suszone owoce, zwłaszcza śliwki i figi, które przez dodatek dymu wydają się tu nie tylko suszone, ale i lekko wędzone; za nimi sporo drewna. W smaku również sherry bardzo mocno się odznaczyło: jest dym, ale jest też mnóstwo suszonych owoców, śliwek, fig, może jabłek, może gruszek, może i moreli. Jest też troszkę słodszych nut karmelu czy toffi. Finisz, im bliższy początku, tym bardziej owocowy, nawet kakaowy; im dalszy, tym bardziej dymny. Wybitnie szczęśliwe połączenie.

9.0/10

4. Laphroaig 15 Year Old 200th Anniversary

43%

15-latka wypuszczona na 200-lecie destylarni w 2015 roku. Jest reklamowana jako bardziej uspokojona, mniej dymna, bardziej owocowa - jak starsze Laphroaigi.



Ciemnożółta. Istotnie jest uspokojona, ale dym ciągle gra tu bardzo istotną rolę, jeśli już nie główną. Jest spokojniejszy, subtelniejszy; przez ewidentną owocową nutę kojarzy się trochę z owędzanymi owocami, gruszkami albo jabłkami, albo pigwami; są to też gruszki/jabłka/pigwy rosnące nad oceanem. Głęboki, dostojny, łączy torf z elegancją. Otwarcie w ustach jest dość ogniste i mocno drzewne, trochę odczuwa się to jak mocno opalone drewno, trochę odymione; przełknięcie jest jeszcze bardziej ogniste, początkowy finisz bardzo głęboki, dymno-drzewny, ale już dalsze jego fazy to bardzo interesujące nuty lekko kakaowe, lekko korzenne, lekko słodkawe. To dalej jest bardzo wytrawna whisky, ale te niby-słodkie akcenty na finiszu dodają jej dodatkowego wymiaru. Dym jednak spadł na tło, a zysk w postaci głębi nie zrównoważył tej straty i ostatecznie zdecydowanie przegrywa z dziesiątką.

8.5/10

5. Laphroaig Lore

48%

Whisky bez wieku, ale pozycjonowana dość mocno. Nie jest tania, określana przez producenta jako the richest of rich i obiecująca esencję tej destylarni: dużo dymu, torfu, mineralności i morza.



Żółta. Zapach jest bardzo torfowy, może najmniej dymny, a najbardziej torfowy: jest sporo dymu, ale jeszcze więcej jest bandaży, jodyny i wodorostów, nawet słodkawych wodorostów, co ciekawe; trochę też palące się drewno w kominku, trochę po prostu beczka. Duży aromat, bogaty, ciężki. Taka też jest w smaku: ciężka, oleista, mroczna. W ustach bucha dymem i ogniem, na finiszu jest jednocześnie na morzu i na lądzie: intensywne posmaki słono-morskie, jak i cierpko-ziemiste. Przy całym swym mroku ma pewne cechy kominkowe, na przełknięciu pojawia się reminiscencja korzennych przypraw. Świetna whisky, ale brakuje mi trochę bezczelnego dymu z dziesięciolatki. Jak na 48% jest dość krągła i gładka - ognista, ale nie ostra.

8.0/10

Ranking

1. Laphroaig 10 Year Old   9.0/10
2. Laphroaig 10 Year Old Sherry Oak Finish   9.0/10
3. Laphroaig 15 Year Old 200th Anniversary   8.5/10
4. Laphroaig Lore   8.0/10
5. Laphroaig Select   7.5/10

Konkluzje

- Mowa moja będzie krótka: Laphroaig to w pewnym sensie bardzo budżetowa destylarnia. Co prawda wszystko, co ma więcej niż 10 lat, jest z niej cholernie drogie, ale moim zdaniem można ograniczyć się do dziesięciolatki. W Laphroaigu chodzi o przepiękny profil torfowy, a dziesiątka ma najlepszy - czas zabiera dym, beczki po sherry zabierają dym. Jakieś inne mogą nawet być lepsze tak ogólnie, ale są mniej wyjątkowe i mają swoje lepsze i tańsze odpowiedniki w innych destylarniach.

- Mógłbym mówić o pewnym rozczarowaniu, bo spodziewałem się, że 15-latka albo Lore jednak połkną 10-latkę: pierwsza jakością, druga dymnością. Ale ciężko być rozczarowanym, jeśli 10-latka jest taka wspaniała, a i tamte - choć moim zdaniem mniej udane - to świetne whisky.

- No dobra - 15-latka to jednak jest jakieś tam rozczarowanie. Może i świetna, ale stosunek ceny do jakości - jeden z bardziej bolesnych, jakie spotkałem. Za jej cenę w świecie whisky można się delektować rzeczami już wybitnie wybitnymi, a w świecie wina i piwa - niemal góry przenosić.

- Podchodziłem do tych whisky w dwóch aktach: najpierw w panelu degustacyjnym, próbując jedną po drugiej, potem osobno w samotności. Degustacje osobne i samotne zdradziły, że z każdą kolejną whisky próbowaną danego dnia odczuwalna dymność spada, nawet jeśli realnie nie spada; wtedy pierwsza Laphroaig Select wydawała się najbardziej dymna, a ostatnia Lore już ledwo co, tymczasem na osobności Select ukorzyła się przed Lore i przede wszystkim przed 10-latką, która jest w moim odczuciu najbardziej torfowa. W obu podejściach toczył się zacięty bój o pierwsze miejsce między 10-latką klasyczną a 10-latką z beczek po sherry: ostatecznie tę pierwszą daję wyżej za większą unikalność, ale to praktycznie miejsca ex aequo.

Komentarze