Karl Marx & Friedrich Engels: "Manifest komunistyczny"
Mam oczywiście świadomość, że Manifest nie jest - właśnie z racji swej manifestowej formy - tą pozycją, przez pryzmat której należałoby zajmować głos o Marksie i dokonywać oceny krytycznej jego idei. Przyznam jednak bez bicia, że uznałem swoje życie za zbyt krótkie na czytanie Kapitału, a że i tak nie czuję się w pozycji uprawniającej do rzeczonej oceny, to - chcąc jednak liznąć myśl brodatego trewirczyka w oryginalnej postaci - zabrałem się z czystym sumieniem za to dziełko, zresztą zapewne bardziej wpływowe (również z racji swej formy). Wyboru nie żałuję: dłuższa przygoda z językiem marksizmu byłaby prawie na pewno bolesna i nużąca - zwłaszcza dla kogoś bardziej zainteresowanego filozofią niż ekonomią - a ta króciutka była bezbolesna i całkiem interesująca.
Engels już w przedmowie do wydania niemieckiego z 1872 roku, zaledwie ćwierć wieku po powstaniu tekstu, wskazuje na jego częściową dezaktualizację i określa go "dokumentem historycznym", odmawiając wprowadzania poprawek. Tym bardziej kolejne 150 lat później ciężko Manifest traktować inaczej niż jako pewien zabytek i symbol, pełen chybionych przewidywań, niebezpiecznych propozycji, archaicznej nomenklatury i dogmatycznej metody rozumowania. Jako taki oddaje jednak bardzo sugestywnie ducha epoki, niosąc za sobą naprawdę momentami silny ładunek emocjonalny. Co więcej, mimo wszystko w różnych aspektach i po transpozycji jego głos oburzenia na odwieczną niesprawiedliwość społeczną pozostaje aktualny do dziś i raczej w dającej się wyobrazić przyszłości aktualny być nie przestanie. Może nie całe rozdziały, a niektóre zdania, i może nie w czystej formie, a po drobnej kosmetyce - jednak te zdania mogłyby być wypowiedziane dokładnie w tym momencie i brzmiałyby boleśnie aktualnie.
Najbardziej fascynujące, co towarzyszy lekturze Manifestu przez laika, jest potężna dychotomia wrażeń: w warstwie intelektualnej i emocjonalnej zarazem. Błyskotliwa i śmiała analiza procesów społecznych i ekonomicznych ściera się tu z rażącymi, dogmatycznymi uproszczeniami; celność oskarżenia rzeczywistości idzie w parze z ubóstwem na polu propozycji rozwiązań; pobudzająca szlachetność wglądu w los wyzyskiwanych mas kontrastuje z powiewami grozy, jakich dostarczają współczesnemu czytelnikowi obrazy horrorów, dokonanych dzięki wcieleniu w życie, przez ludzi już od szlachetności dalekich, niektórych postulatów wprost tutaj wyartykułowanych. Niezależnie od poglądów jest to pozycja warta poświęcenia jej tej godziny-dwóch skupienia, bo tyle czasu mniej więcej na siebie potrzebuje.
Czy próby realizacji idei Marksa w XX wieku (np. ZSRR, Chiny) wynikały z błędów jego teorii, czy z wypaczenia jego idei przez ludzi?
OdpowiedzUsuńNie będąc znawcą ani teorii marksizmu, ani mechanizmów polityczno-gospodarczych, jakie zaszły w państwach komunistycznych, nie czuję się osobą zbyt mocno uprawnioną do odpowiadania na to pytanie, na które można zapewne odpowiadać przez całą karierę naukową. Ciężko mi natomiast nie przypuszczać, że maksymalnie uproszczoną odpowiedzią byłoby "z jednego i drugiego": radykalne, niebezpieczne w swej czystej postaci, potrzebujące konfrontacji z realiami postulaty dostały się w ręce jeszcze bardziej radykalnych i niebezpiecznych postaci, czy to fanatycznych, czy to cynicznych, które posłużyły się nimi czy to bez rozsądku, czy to bez skrupułów. Odpowiedzialność moralną widzę natomiast zdecydowanie bardziej po tej drugiej stronie; czy widzę w ogóle jakąkolwiek po stronie Marksa, musiałbym przemyśleć, uprzednio porządnie się zapoznawszy z jego dorobkiem, a nie tylko tak skrajnie pobieżnie jak dotąd. To do tych, którzy zamierzają realnie działać, podejmować decyzje polityczne i wydawać rozkazy, a nie do teoretyków, należy ostatecznie odpowiedzialne dostosowanie pewnych abstrakcji do warunków rzeczywistości.
UsuńZastanawiam się, czy ludzkość nie wyszłaby lepiej, gdyby takie idee w ogóle nie pojawiły się w głowie Marksa czy innego myśliciela. Marksizm z jednej strony zainspirował wielu do walki o równość i poprawę warunków życia, ale z drugiej, jego praktyczna realizacja przyniosła ogromne cierpienie i zniszczenie. Może pojawienie się takiej idei było po prostu nieuniknione na pewnym etapie rozwoju społęcznego? I tu przechodzimy do Hegla i ideę postępu, która miałaby się rozwijać poprzez cywilizacyjne katastrofy.
Usuń