Indywidualności malarstwa: James McNeill Whistler
1834-1903 / Lowel (Massachussets), USA / okolice impresjonizmu
Sedno wyjątkowości
Inspirował się muzyką poważną w swoim podejściu do łączenia barw; jego dojrzałe obrazy były w rzeczywistości bardziej harmoniami i symfoniami kolorów niż przedstawieniami tego, co przedstawiały. Choć praktycznie każde jego dzieło miało jasno określony temat, był de facto jednym z najwcześniejszych prekursorów abstrakcjonizmu.
Opus magnum
(Detroit Institute of Arts, Detroit / 60,3 x 46,6 cm / olej na płótnie)
Jest namalowany spektakularną, wizjonerską, oszczędną techniką, przez którą bez tytułu dzieła nie dałoby się łatwo odgadnąć tego, co przedstawia. Whistler wstrzelił się tu w wąski pas ziemi niczyjej pomiędzy malarstwem figuratywnym i malarstwem abstrakcyjnym, który to pas wybitnie lubię. Jest wspaniały kolorystycznie: "czarne", a raczej ciemnozielono-ciemnoniebieskie tło i rozognione na nim "złote" punkty pomarańczowe i żółte, do tego trochę "dymnej" bieli dla przełamania jednolitości tła; jest to bardzo eleganckie, a zarazem wcale nie jest to elegancja sztywna i nudna, raczej świeża, nowoczesna i lakoniczna. Jeszcze lepsza od kolorystyki, tak ważnej dla tego malarza, jest technika przedstawienia rzeczywistości - z jednoznacznym, ale delikatnym zakorzenieniem w realizmie, szkicowa, spontaniczna, pełna zamgleń i rozmyć, z pozorną przypadkowością ognistych plam. Whistler staje się tu de facto silnym prekursorem szlachetnego abstrakcjonizmu (nic dziwnego, że to właśnie ten obraz legendarny krytyk John Ruskin zmieszał z błotem, za co autor wytoczył mu proces sądowy) - podczas gdy inne jego obrazy prezentują awangardę dość delikatną i moim zdaniem nie byłyby przesadnie hołubione, gdyby nie był jednym z nielicznych amerykańskich artystów XIX wieku, których da się szufladkować jako wybitnych (moim zdaniem trochę przesadnie).
Udało mu się tu ująć coś, czego nie widzi wzrok - atmosferę momentu. Gdy patrzę na ten obraz, czuję echa tego, jak czułbym się, stojąc na brzegu rzeki i patrząc na ten ognisty deszcz opadających fajerwerków i mając świadomość, że to jedna z najbardziej transcendentnych vulgo natchnionych chwil w moim życiu (czy to przez to, że coś wielkiego stało się tego dnia, czy przez w niewyjaśniony sposób metafizyczny charakter pozornie banalnej chwili - w sumie bez znaczenia). Ze wszystkich nokturnów Whistlera ten jest nokturnem może w najmniej oczywisty sposób, ale jest nokturnem najgłębiej: zawiera się w nim podniosłość i tajemnica nocy.
Wybitniejsi od niego malowali wybitniejsze obrazy w "podobnym stylu", to jest z podobnym natężeniem rozmycia realizmu (Turner czy Monet to pierwsze z brzegu, oczywiste nazwiska), ale jeśli zestawiam go w ich pobliżu, to znaczy, że chociaż raz zaszedł dla moich oczu bardzo wysoko.
Inne wybrane dzieła
1. Tamiza w lodzie (1860 / Freer Gallery of Art Collection, Waszyngton): 7.0/10
2. Symfonia w bieli nr 1: dziewczyna w bieli (1862 / National Gallery of Art, Waszyngton): 7.0/10
3. Purpura i róż: Lange Leizen z sześcioma znakami (1864 / Philadelphia Museum of Art, Filadelfia): 6.0/10
4. Symfonia w bieli nr 2: dziewczynka w bieli (1864 / Tate Britain, Londyn): 6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz