Żerniki. Od średniowiecza do przyszłości

Człowiekowi takiemu jak ja - człowiekowi zwyczajnemu, który podróżować umyślnie może jedynie w przestrzeni, a w czasie podróżuje tylko bezwolnie i w jednym kierunku - najłatwiej jest opisać miasto takie, jakie jest teraz, jeśli już w ogóle chce coś o nim powiedzieć. Historyk będzie miał jeszcze wiele do dodania, jeśli mowa o ścisłym centrum i jego okolicach, ale niełatwe stanie przed nim zadanie, gdy zapragnie odkryć przeszłość odleglejszych osiedli, które przez większość swojej historii były podmiejskimi wsiami. Miasto, a zwłaszcza miasto tak stare jak Wrocław, to jednak byt czasoprzestrzenny. Nieliczne tylko jego fragmenty trwają i trwają przez wieki z grubsza niezmienione - pozostałe znikają, pojawiają się i przekształcają. Refleksji nad relacją miasta z upływem czasu dostarcza nie tylko obcowanie z przepełnionym zabytkami Starym Miastem albo dynamicznie zmieniającymi się fragmentami centrum. W specyficzny, ale bardzo silny sposób dostarczyła mi jej wizyta na Żernikach.

Żernikach, a raczej tym, co sam za Żerniki postrzegam. Według oficjalnego podziału administracyjnego Wrocławia są one pojedynczą, osobną, nie za rozległą jednostką, której trzonem jest dawna wieś Neukirch, wzmiankowana już w 1257 roku jako Surnic, a od końca stulecia jako Nova Ecclesia, w której obrąb wchodzi współczesna stacja kolejowa Wrocław-Żerniki. Wrocławianinowi, który nie tylko spogląda w tajemnicze średniowiecze, lecz pozostaje czujny na bieżące wieści - zwłaszcza wrocławianinowi wrażliwemu na sprawy urbanistyki - nieobce jest jednak określenie Nowe Żerniki, związane z powstałym i powstającym ciągle założeniem mieszkalnym. Gdy spojrzy on na mapę oficjalnego podziału, odkryje, że Nowe Żerniki leżą wprawdzie nieopodal "Starych Żerników", ale poza ich granicami - w najbardziej wschodnim przyczółku ogromnej jednostki administracyjnej Leśnica. Z kolei System Informacji Przestrzennej, który uznaje bardziej szczegółowy podział na osiedla, widzi i Stare, i Nowe razem - jako po prostu Żerniki.

Takie są prawdy współczesności. Prawda przeszłości na terenie Nowych Żerników nie widzi ani Żerników, ani Leśnicy, lecz miejsce, po którym praktycznie nie ma dziś śladu. Był to folwark Gajowa (Altenhain), którego ziemie rozciągały się też na dzisiejsze Stabłowice, zniszczony w czasie drugiej wojny światowej i rozebrany do końca krótko po niej. Jeden z nielicznych obdarzonych pewną osobnością komponentów miasta, którego dziś zupełnie nie ma - nie ma do tego stopnia, że nawet ja w swoim dość mocno rozdrobnionym postrzeganiu miasta nie uznaję. Uważam, że najwięcej sensu mają w tym przypadku mapy SIPu - powstanie Nowych Żerników, nie tylko przez nazwę, przypieczętowało zasadność rozumienia Żerników jako osiedla, które rozszerzyło swoje granice. Pomaga fakt, że cały ten teren przyłączono do miasta jednocześnie, w 1928 roku. Tak wytyczone, Żerniki stają się jednym z kilku największych osiedli Wrocławia i graniczą z wyjątkowo wysoką - a nawet po prostu rekordową - liczbą innych: Stabłowicami, Maślicami, Pilczycami, Kuźnikami, Nowym Dworem, Muchoborem Wielkim, Strachowicami, Jerzmanowem i Złotnikami.

Są osiedlem dość specyficznym, na którym zachodzi pewien nawarstwiony paradoks. Pierwsza myśl to myśl o miejscu obfitym, skoro zawiera ono w sobie tak jakby dwie osady, dawną wieś i nowe osiedle bloków na miejscu folwarku Gajowa. Dane mówią jednak, że Stare Żerniki to jedno z najmniej zaludnionych osiedli w mieście, a że Nowe są bez wątpienia jeszcze mniej zaludnione, to nawet łącznie nie może tu mieszkać wiele osób. Patrzymy wtedy na mapę i widzimy, że obrys Żerników jest przecież ogromnie rozległy - a osiedle nie leży na obrzeżach miasta i nie ma tu lotniska, parku technologicznego albo lasu, które mogłyby zapełniać dużo przestrzeni. Wyjaśnienie zagadki przychodzi po przełączeniu na widok satelitarny, na którym widać, że potężną część osiedla zajmują puste pola i łąki. Co niezwykle dziwi, bo wcale nie jesteśmy aż tak daleko od centrum - Wrocław ciągnie się na zachód jeszcze przez ponad sześć kilometrów. Wjeżdżając zaś na Żerniki - czy to od strony lotniska, czy jadąc ulicą Żernicką przez pola - ma się wrażenie, że wyjechało się już z Wrocławia. Tymczasem za chwilę zaczynają się Złotniki i Stabłowice, miasto gęstnieje i zaludnia się. W dobie ustroju deweloperskiego - nasuwa się pytanie, jakim cudem.

Stare Żerniki i Nowe Żerniki są więc wyspami mieszkalnictwa na tym żernickim oceanie, otoczonymi przez tereny z punktu widzenia przeciętnego człowieka puste. Wyspy te pozostają ze sobą w interesującej relacji czasowej. Dawna wieś wprawdzie nie zachowała zbyt dużo starego klimatu, ale zachowało pewne konkretne obiekty, które tym klimatem są same w sobie - niektóre z nich jako bezpośrednie dzieci średniowiecza. Nowe Żerniki z kolei nie są nawet miejscem współczesnym, a bardziej przyszłościowym - prezentują jeden ze skrajnie nielicznych przykładów ambitnej, na nasze warunki prawie wizjonerskiej sypialnianej urbanistyki wrocławskiej XXI wieku.

Jeśli cokolwiek jest godne wspomnienia poza tymi wyspami, to są to liczne na terenie Żerników glinianki, czyli stawy powstałe w dawnych wyrobiskach po eksploatacji gliny. Jak to glinianki, nie są najpiękniejszymi ze zbiorników wodnych, ale na pewno zachodziłbym i zajeżdżał nad nie nierzadko w ciepłe dni, gdybym mieszkał w pobliżu. Na północy osiedla znajduje się jedno z najsłynniejszych miejskich kąpielisk o nazwie... Glinianki, ale lepiej rzucić okiem na stawy na południu. W środku ich zagłębia znajduje się Dom Kosmonauty w dawnych zabudowaniach cegielni, przy którym można podziwiać zabytkowy samolot myśliwski MiG-21.






Stare Żerniki, jak wspomniałem, nie zachowały za dużo klimatu starej wsi - jest już bardzo "po nowemu" przez zdecydowaną dominację nowszej zabudowy, a ponadto niemały ruch i pojawianie się małych bloków nadaje więcej charakteru małego miasteczka. Odebrałem jednak to miejsce jako całkiem przyjemne i to mimo nieprzyjaznej pogody. Duża w tym zasługa nieźle zagospodarowanego skweru w centrum "wsi" i dobrego pomysłu na Żernicki Park Sportu i Rekreacji - teren pozbawiony starodrzewu, ale nadrabiający planem ścieżek i kontaktem z jednym ze stawów.















Niekwestionowanym przebojem całego, najszerzej pojmowanego osiedla jest jeden z najstarszych kościołów we Wrocławiu - malutki, ale jakże klimatyczny kościół św. Wawrzyńca. Obecna bryła pochodzi z okolic roku 1400 i jest następcą kościoła XIII-wiecznego. Choć dziś jest symbolem najdalszej starości, odległego średniowiecza, to - kolejny żernicki paradoks - właśnie od niego wieś otrzymała nazwę Nova Ecclesia, a potem Neukirch, czyli w obu przypadkach "Nowy Kościół". Ten przykład wiejskiego gotyku jeszcze z romańskim duchem stanowi w dużym stopniu odbudowę - w trakcie wojny ucierpiał w 80% - ale odbudowa poszła bardzo sprawnie, bo budowla wygląda bardzo autentycznie i średniowiecznie. Kameralne wnętrze z ciekawym portalem przed prezbiterium nadąża za zewnętrzną powłoką. Klimat potęgują trzy renesansowe płyty nagrobne na ścianach kościoła i zabytkowy mur, który go otacza.















Poza atrakcyjnym kościołem Żerniki mają też jeden z ładniejszych dworców (czy raczej dworczyków) we Wrocławiu: zadbany, ceglasty, nieco finezyjny nawet budynek stacji kolejowej Wrocław-Żerniki z 1880 roku.




W pobliżu stacji jest też drugi, jeszcze mniejszy park Starych Żerników - Park Żernicki, która to nazwa jest dość szumna, bo znajdzie się w mieście niejeden większy i gęstszy skwer.


Za drugi po kościele najważniejszy punkt na Żernikach jestem skłonny uznać największy we Wrocławiu kamienny krzyż pokutny (wszystkie w ogóle da się policzyć na palcach jednej dłoni), który można odnaleźć przy torach kolejowych kawałek drogi na północny zachód od stacji. Pochodzi z przedziału wieków XIV-XVI i ma ułamane jedno ramię. Dobrze wpasowuje się w klimat otaczających go żernickich pól.

Dotarcie z dawnej wsi do Nowych Żerników to kwestia dwóch czy trzech minut jazdy autem przez pola. Na pierwszy rzut oka osiedle przypomina dziesiątki innych we Wrocławiu - ot dość proste, ascetyczne i w formie, i w barwie, nie za wysokie i nie za niskie, prostopadłościenne bloczki i ulice pomiędzy nimi. Wprawne oko szybko dostrzeże jednak różnice - dbałość o zachowanie kameralności, otwartość, liczne urozmaicenia w konstrukcji bloków i rozplanowaniu ścieżek pomiędzy nimi, dobrze zaprojektowaną zieleń, zarządzanie miejscami parkingowymi i parę innych. Nowe Żerniki mają jedną poważną wadę - są wyjęte z miejskiego kontekstu, otoczone przez ogródki działkowe i puste pola, stoją pośrodku niczego i nie pozwalają na zbyt ciekawe spacery. Ale w zamian za to same w sobie tworzą coś w rodzaju mikromiasteczka. Będę obserwował przyszłość tego miejsca.











Przez wiele lat, a w zasadzie w dużej mierze aż do dnia, w którym przyszła pora, by Żerniki z rozmysłem zwiedzić, postrzegałem to osiedle jako jedno z najmniej istotnych - dziwną pustać, wyrwę między gęstymi blokowiskami na wschodzie i właściwie już nie mniej gęstymi Złotnikami, Stabłowicami i Leśnicą na zachodzie. Miejsce okazało się jednak nie tylko mieć dość wyjątkowe jak na Wrocław konkrety - bo nieczęsto spotyka się w tym mieście średniowieczne krzyże pokutne i dobrze zaprojektowane, nowe osiedla - ale też pobudzać intelektualnie do myśli o Wrocławiu starym i Wrocławiu nowym. Pokrętnymi ścieżkami, lecz intensywnie.

Komentarze