Francja, akt I: część II. Dzikość w czasach elegancji

Nie zabrakło wiele, bym to Bretanię ogłosił najwspanialszym regionem na mojej pierwszej trasie po Francji - w gruncie rzeczy najchętniej określałbym ją po prostu jednym z dwóch najlepszych, a nie drugim. Pokonuje prawie cały ten kraj, choć jest być może jego najbardziej nietypową częścią, która momentami wydaje się połączeniem tej bardziej klasycznej Francji z Irlandią - a państwa to zupełnie odmienne, więc połączenie jest fascynujące. Nie wyraża się to tylko w takich bezpośrednich związkach, jak celtyckie napisy tu i ówdzie, ale przede wszystkim w przyrodzie, budownictwie i atmosferze. Bretania ma silną jak na Francję odrębność regionalną - własny język, stroje ludowe, tradycje i kuchnię (mniej wysublimowaną, bardziej chłopską i siermiężną, tym niemniej rozkoszną), w tym własne, przeładowane masłem i karmelem słodycze. Nie robi się tu wina, ale robi za to cydry - jedne z najlepszych, jakie zdarzało mi się pić. Można zjeść i po francusku, i niedrogo, co jest rzadkością - rzucając się na niepozorne, ale pyszne i sycące naleśniki z wszelkimi możliwymi dodatkami. W budownictwie króluje mroczny, ciężki i klimatyczny granit oraz nieco lżejszy, ale nie mniej klimatyczny wapień karboński. Jest dość dziko, a dzięki fantastycznym megalitycznym zabytkom również bardzo klimatycznie w klimacie typu eerie, co komponuje się ze sobą doskonale.

Mimo wszystko więcej Bretanię od Irlandii dzieli niż z nią łączy - przede wszystkim chyba to, że nie przyroda robi tu największe wrażenie. Jest ona przy tym przepiękna, głównie oczywiście na wybrzeżu - dzika, dramatyczna, bogata w klify i piaszczyste plaże, ale jest to właśnie dramatyzm we francuskim wydaniu, a więc nie tak głęboki jak choćby na Irlandii - zmiękczony, przypudrowany, pogodny. Swój szczyt osiąga na półwyspie Presqu'île de Crozon, a zwłaszcza na cyplu Pointe de Pen Hir.

To jednak nieprawdopodobnie klimatyczne, nieco mroczne, gotyckie swoim klimatem miasteczka i małe miasta są esencją Bretanii. Dinan urzeka rozrzuceniem na skrajnych poziomach, co dostarcza niekiedy spektakularnych widoków (fascynujący jest tam też romańsko-gotycki kościół). Najsłynniejsze Saint-Malo to jedne z najbardziej spektakularnych murów miejskich na świecie - otaczają starówkę będącą niemalże wyspą i można przejść po nich naokoło, mając po jednej stronie morze z widowiskowo rozrzuconymi skałami i wysepkami, a z drugiej mroczną starówkę o wysokiej granitowej zabudowie. Niepozorne, zbudowane z pokrytego mchem wapienia Locronan przenosi na Irlandię najbardziej bezpośrednio. Większe, już nie tak magiczne Quimper z pokaźną katedrą też zasługuje na odwiedziny. Oddałbym je jednak chyba wszystkie za malutkie, nie tak bardzo znane, ale nieskończenie cudowne Rochefort-en-Terre - jedno z najbardziej klimatycznych, przyjemnie mrocznych, nawiedzonych i przenoszących w czasie miejsc na całym świecie. Z emocjonalnego punktu widzenia chyba nic na całej trasie nie przemówiło do mnie silniej.

Na osobną wzmiankę zasługują megalityczne kamienne szeregi z Carnac - jeden z najważniejszych zabytków tego typu na świecie, miejsce doprawdy magiczne i fascynujące, które nawet na Irlandii byłoby w swojej kategorii w najściślejszej czołówce.

Chronologia zdjęć: Dinan, Pointe de Grouin, Saint-Malo, Cap Fréhel, Côte de Granit Rose, Presqu'île de Crozon, Locronan, Pointe du Raz, Quimper, Carnac, Rochefort-en-Terre.



















































































































































































































































































































































Komentarze