Kuźniki. Słodycz enklawy kompromisu

Zwiedzanie poszczególnych fragmentów miasta rządzi się poniekąd podobnymi prawami podstawowymi, co zwiedzanie obcych krajów. O ile nie ma się tej maniackiej fantazji, by zaliczyć każde jedno osiedle, jakie istnieje, lecz chce się ustalić listę tych, na których pojawić się naprawdę warto, należy postawić dwa warunki i oczekiwać spełnienia co najmniej jednego z nich. Miejsce godne odwiedzin powinno albo mieć w swoich granicach coś interesującego do zobaczenia, albo być bardzo ładne i przyjemne. Część Wrocławia jest według tej reguły oczywiście zdyskwalifikowana pod względem turystycznym. Intuicyjnie zdyskwalifikowane byłyby między innymi Kuźniki, bo nie ma tu żadnego istotnego punktu miasta i nie będąc osiedlem brzydkim, nie są też szczególnie ładnym. A jednak mają pewne atuty, które czynią je na swój sposób ciekawym i na swój sposób przyjemnym, i dla tych atutów warto im chwilę poświęcić.

Kuźniki leżą w zachodniej części miasta i zaczynały naturalnie jako podmiejska wieś, wzmiankowana już w 1288 roku. Polska nazwa jest bezpośrednim nawiązaniem do niemieckiej - Schmiedefeld, oznaczającej "pole kuźni". Bodaj najciekawsze wydarzenie w historii miejsca wydarzyło się już po przyłączeniu do miasta w 1928 roku. Kuźniki miały wątpliwy zaszczyt być zdobytymi przez armię radziecką, następnie odbitymi przed niemieckich spadochroniarzy posiłkujących się bronią chemiczną, a w końcu zdobytymi ponownie.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego Kuźniki - na pierwszy rzut oka dość bezpłciowe, blokowo-domkowe osiedle sypialniane z garstką terenów zielonych, głównie niezagospodarowanych - są mimo wszystko interesujące, zaczyna się od mapy. Osiedle przypomina swoim obrysem trójkąt prostokątny, który wciska się jak klin w dwa legendarne molochy, przerażające osiedla z wielkiej płyty: Nowy Dwór i Gądów Mały. Z Nowym Dworem graniczy przez swoją południową przyprostokątną, a z Gądowem (i na krótszym odcinku z Pilczycami) - przez północno-wschodnią przeciwprostokątną. 

Te dwie linie wyznaczane są przez tory kolejowe - prawie w całości, bo do Kuźników należy również malutki fragment rejonu domków jednorodzinnych na południe od torów i ulicy Żernickiej. Znaczna większość osiedla jest jednak ograniczona przez tory - i przez rzekę Ślęzę, która stanowi zachodnią, nieco pofałdowaną przyprostokątną i granicę z Żernikami.

Nie licząc nieistotnej, stanowiącej mniej niż 10% powierzchni osiedla wypustki na południe od torów, Kuźniki realnie graniczą tylko z Nowym Dworem i Gądowem, bo tylko z tych osiedli da się na nie dostać. Jest to w dodatku możliwe jedynie w czterech miejscach, bo tyle jest przejazdów kolejowo-drogowych (trzeba jeszcze wspomnieć o pieszym lub wręcz jednoosobowym Mostku Kuźnickim na Ślęzy, ale prowadzi on w zasadzie donikąd, bo na przemysłowe tereny Żerników). W sumie skutkuje to pewnym paradoksem: osiedle, które powinno przejmować choć trochę charakteru od swoich najbliższych sąsiadów-molochów; osiedle, które nawet zapożycza od nich budulec bazowy w postaci bloków z wielkiej płyty - okazuje się w dużej mierze ich zaprzeczeniem. Bloki te są dwa-trzy razy niższe, osiedle - jako że niewielka liczba ludzi ma potrzebę je przecinać, zwłaszcza że jego kolejowe wjazdy i wyjazdy często się korkują przez pociągi - tchnie spokojem i ma wręcz vibe kilkutysięcznego miasteczka. Ulice z domami jednorodzinnymi na Kuźnikach nie pretendują do tych najbardziej urokliwych w mieście, bo dominuje na nich współczesność i nie ma wiele zieleni, a peerelowski zestaw bloków to wciąż peerelowski zestaw bloków, ale mimo to jest tu dość przyjemnie: przyjemnie może być mieszkać i przyjemnie było pospacerować.





Najładniejszym budynkiem na Kuźnikach byłaby stacja kolejowa Wrocław-Kuźniki, gdyby nie fakt, że leży po drugiej stronie torów kolejowych, a więc de facto już na Gądowie. Z braku laku rozpocząłem więc zwiedzanie od potencjalnie najbrzydszego budynku, jakim może być Kościół św. Andrzeja Boboli, budowany w ostatnich kilku latach XX wieku. Przegrywa z największymi gigantami dyscypliny "najbrzydszy kościół we Wrocławiu", ale uplasowałby się dość wysoko w rankingu.



Niewiele ładniejsza jest pobliska zabytkowa wieża ciśnień, do niedawna kompletnie nijaka, a ostatnio zasłonięta rusztowaniami. Być może po remoncie będzie chociaż odrobinę przyjemnym akcentem estetycznym.

Na Kuźnikach nie ma interesujących budowli samych w sobie, ale osiedle "małych bloków z wielkiej płyty" jako przestrzeń mieszkalna jest trochę intrygujące. Powstało w drugiej połowie lat 70. i choć nie rzuca się w oczy tak jak pobliskie blokowiska, stanowi jedno z ciekawszych tego typu założeń w mieście. Bloki, większość na planie nie za długiego prostokąta lub litery "L", rozplanowane zostały w taki sposób, by tworzyć niedomknięte kwadraty z podwórkami wewnątrz, przy czym często jeden blok jest bokiem dwóch takich kwadratów. Odchodząc od planimetrii, tworzy to po prostu przyjemną, wręcz dość przytulną siatkę budynków, której spokoju nie mącą ruchliwe drogi, lecz przecinają jedynie "podwórkowe" uliczki. Ciekawym rozwiązaniem jest też to, że dany blok ma nierzadko zmienną wysokość - pięciopiętrowy przy jednym końcu, kaskadowo obniża się do trzech pięter na końcu drugim. Urzekło mnie też rozwiązanie bram: w niektórych blokach na klatkę schodową wchodzi się od "zewnętrznej" strony, a od strony podwórka jest bezpośredni dostęp do mieszkań parterowych, pomiędzy ogródkami, niczym w domkach jednorodzinnych. Jeśli na piśmie brzmi to wszystko nieco skomplikowanie, to dobrze - znaczy to, że warto na Kuźniki pojechać i to zobaczyć.










Na kawałku wolnej przestrzeni na obrzeżach tego kompleksu częściowo już powstały, a częściowo powstają nowe bloki. Na granicy starego i nowego stoi sporych rozmiarów metalowy krucyfiks, zwany krzyżem kuźnickim. Postawiony został na pamiątkę Kongresu Eucharystycznego w 1997 roku.


Najprzyjemniejszym miejscem na Kuźnikach nie jest jednak ta trochę sielska przestrzeń mieszkalna, lecz Las Kuźnicki, pas zieleni w północno-wschodnim rogu osiedla. Jak Kuźniki są trochę enklawą przez swoje kolejowo-rzeczne odgrodzenie od reszty miasta, tak ten las odgradza się od własnego osiedla - od najbliższych budynków mieszkalnych dzieli go kawałek dzikiej łąki, a dostać się do niego można tylko dwiema nieoznaczonymi ścieżkami. To raczej lasek niż las - jest we Wrocławiu kilka większych parków - ale jego położenie czyni go bardzo przyjemnym miejscem, dobrym do wytchnienia. Przechodzi przez niego tylko jedna, jedyna ścieżka, ale najprzyjemniej spaceruje się po jego obrzeżach, czyli po wałach wzdłuż Ślęzy. Na chwilę można zapomnieć tu o mieście.


















Planując wyprawę na Kuźniki, mój entuzjazm był bardzo znikomy. Las Kuźnicki wydawał się średnio atrakcyjnym terenem, a osiedle w sensie ścisłym - mało ciekawą przestrzenią, na której nie ma nic konkretnego do zobaczenia. Nic z tego nie było kompletnie przestrzelonym przypuszczeniem i częściowo jest prawdą, ale rzeczywistość okazała się jednak bardziej bardziej łaskawa i spędziłem na Kuźnikach miły poranek. Warto wpaść.

Komentarze