Plac Grunwaldzki. Podnosząc wzrok w mieście nauki
Anomalie nazewnicze mogą być punktem wyjścia opowieści o tym miejscu, ale nie stanowią o jego kwintesencji. Zaczynając od kwestii najważniejszych, należałoby powiedzieć od razu, że Plac Grunwaldzki to jeden z najbardziej esencjonalnie wrocławskich obszarów w mieście. Wrocław to miasto słynne ze studenckiego charakteru - i tu znajdziemy kampusy czterech z pięciu największych jego uczelni (sam studiowałem akurat na tej brakującej). Wrocław to Odra - i jakieś 60% granicy osiedla to właśnie ta rzeka. Wrocław to XIX-wieczne kamienice i peerelowskie bloki - i tu znajdziemy jedne z najbardziej wyrafinowanych przykładów na jedne i drugie. Wrocław to tramwaje - i te rozjeżdżają osiedle na wszystkie strony. Wrocław to miasto stu mostów - i Plac Grunwaldzki łączy z Przedmieściem Oławskim najsłynniejszy most ze wszystkich. W dodatku osiedle wciśnięte jest między dwa kluczowe miejskie obszary turystyczne: rejon Hali Stulecia i ZOO oraz Ostrów Tumski.
Osiedle ulokowane jest na jednej z dwóch największych wrocławskich wysp, gdzie znajdują się jeszcze Nadodrze, Kleczków, Ołbin i fragment Starego Miasta, Ostrów Tumski (Plac Grunwaldzki graniczy tylko z dwoma ostatnimi, a z Ołbina został właściwie wydzielony - wcześniej wraz z nim został przyłączony do Wrocławia w 1808). W granicach osiedla mieści się jeszcze mała i osobna Wyspa Szczytnicka, w całości zajęta przez policję wodną, niedostępna dla mieszkańców. Przez główny bieg Odry graniczy z Przedmieściem Oławskim, a przez tzw. Starą Odrę - z Dąbiem, Szczytnikami i punktowo z Zaciszem.
Poza tym, że bardzo esencjonalna, to również jedna z najbardziej intensywnych miejskich tkanek. Podejrzewam, że uczy się tu więcej studentów, niż w całym pozostałym Wrocławiu; liczne kamienice i wysokie bloki dają też wielu osobom dom; ludzie odwiedzają jedną z największych galerii handlowych miasta, Pasaż Grunwaldzki, i dogadzają sobie w licznych godnych uwagi knajpach, w końcu po prostu przejeżdżają tytułową arterią i przesiadają się na wszystkie strony świata na Rondzie Reagana - być może największym wrocławskim węźle przesiadkowym. Sam wolę miejsca, które mają więcej jednoznacznego piękna, uroku, kameralności i spokoju. Plac Grunwaldzki jest jak kawałek większego miasta, wszczepiony w organizm miasta wielkości Wrocławia; jest tu trochę warszawsko. Ale ten zgiełk, ruchliwość, drapieżna ekspansja budownicza i nieregularna rozlewność akademickich kampusów - na swój sposób pociągają i imponują.
Na teren osiedla dostałem się nie jednym z mostów, ale poniekąd drogą powietrzną, korzystając z Polinki, czyli kolejki linowej Politechniki Wrocławskiej. Kolejka ta łączy główny kampus uczelni z mini-kampusem wydziału Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii. Działa od 2013 roku. Dla ludzi niezwiązanych z uczelnią (ci mają przejazdy za darmo) jest to po prostu atrakcja turystyczna, bo skrócenie sobie pieszej drogi o kilometr za prawie 5 zł nie brzmi jak dobry interes.
Kampus Politechniki jest największym i chyba najbardziej interesującym ze wszystkich czterech. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na gmach główny - potężny, bardzo rozległy neorenesansowy budynek z 1905 roku, który funkcje uczelniane pełnił od samego początku. Ma liczne architektoniczne smaczki. Będąc już w tym miejscu, nie można przegapić współczesnego budynku C-13 z charakterystycznymi, okrągłymi, małymi oknami.
Na obrzeżach kampusu znajduje się jeden z najdziwniejszych kościołów Wrocławia: Kościół Najświętszego Serca Jezusowego. Dziwaczność tego neogotyckiego budynku z końca XIX wieku wynika z wbudowania go w kontekst klasztornego kompleksu tak intensywnie, że zatarła się jego bryła. Z zewnątrz widoczny jest tylko tył kościoła, ujawniający się poprzez wydatne okno z gotyckim maswerkiem. Wnętrze to skromny, uproszczony neogotyk z pojedynczą, dość długą nawą.
W okolicach Politechniki mieści się też jedna z najpiękniejszych ulic we Wrocławiu - ulica Norwida, na jednym z odcinków otoczona przez rząd prześlicznych, perfekcyjnie odrestaurowanych, bogato zdobionych i eleganckich kamienic z przełomu XIX i XX wieku.
Warto rzucić okiem również na Skwer Ireny Sendlerowej, przyjemne założenie użytkowej zieleni, otoczone już nie tak pięknymi, ale też interesującymi blokami i kamienicami.
Kampus Uniwersytetu Medycznego (do niedawna Akademii Medycznej), połączony z przenoszonym obecnie szpitalem klinicznym, nie ma aż tak imponującego budynku, co gmach główny Politechniki, ale całościowo jest bardziej spójny i klimatyczny. To małe uniwersum ślicznie zdobionych, gotycyzujących ceglanych budynków z przełomu XIX i XX wieku. Jest we Wrocławiu sporo takiej "użytkowej cegły", ale rzadko kiedy jest to architektura tak kładąca nacisk na estetykę.
Najmniej ciekawym kampusem jest kampus Uniwersytetu Przyrodniczego, bez interesujących budynków.
Również Kampus Grunwaldzki Uniwersytetu Wrocławskiego, reprezentujący ścisłe wydziały największej wrocławskiej uczelni, nie byłby zbyt interesujący architektonicznie, gdyby nie nowy gmach Biblioteki Uniwersyteckiej, budowany w latach 2003-2012. Może minimalnie zbyt ociężałe, ale mimo wszystko przyzwoite kawalątko architektury współczesnej.
Architektury w miarę współczesnej należy jednak na Placu Grunwaldzkim szukać nie na kampusach uczelnianych, lecz przede wszystkim wzdłuż głównej ulicy osiedla. Nie trzeba jej szukać długo: wystarczy zadrzeć wzrok w górę, a naszym oczom ukażą się jedne z najbardziej kultowych wrocławskich bloków-wieżowców. Te nieco mniej kultowe i zdecydowanie mniej estetyczne, choć również mające w sobie coś pociągającego, to akademiki Kredka i Ołówek, budowane w latach 1981-1991. Trochę zbyt toporne i dość jawnie "tanio" zbudowane, ale wciąż nieco intrygujące.
Nie mogą jednak się równać z Sedesowcami vel Bunkrowcami vel Manhattanem, czyli kompleksem sześciu bloków i trzech niskich budynków usługowych, dziełem życia Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak z początku lat 70. Ze względu na prostotę użytych materiałów, Sedesowce przez wiele lat prezentowały się dość posępnie, ale niedawna renowacja i lifting elewacji wydobyły z nich sporą atrakcyjność wizualną i podkreśliły niesztampowe rozwiązania architektoniczne. Ich oldskulowo-futurystyczne formy, kojarzące się trochę z radzieckimi filmami science fiction, są silne szczególnie w grupie, jaką tworzą.
W pobliżu warto jeszcze zwrócić uwagę na przyjemny Skwer Adolfa Marii Bocheńskiego, w pobliżu którego znajdują się całkiem estetyczne biurowce Green Day i Green2Day
Aż do dnia zwiedzania osiedla pozostawał mi nieznany przedziwny, malutki kościół z 1860 roku przy ulicy Miłej. Ta wybitnie wąska, ale obdarzona dość wysoką wieżą, neogotycka świątynia, jest obecnie zborem zielonoświątkowców.
Odnotować można też obecność w pobliżu schronu przeciwlotniczego z II wojny światowej.
Całkowicie niepełną byłaby opowieść o Placu Grunwaldzkim bez wzmianki o jego długich nadodrzańskich bulwarach. Technicznie rzecz biorąc, są trzy osobne, oddzielane kolejnymi mostami. Od Mostu Pokoju do Mostu Grunwaldzkiego ciągnie się wzdłuż kampusu UWr ulica Fryderyka Joliot-Curie. Ze względu na świetne widoki na Muzeum Narodowe, Urząd Wojewódzki i Most Grunwaldzki jest tym najbardziej atrakcyjnym fragmentem.
Niczego sobie jest też Wybrzeże Stanisława Wyspiańskiego, biegnące wzdłuż kampusu Politechniki od Mostu Grunwaldzkiego do Mostu Zwierzynieckiego, intensywnie obsadzone drzewami. Warto czasem odwrócić wzrok od rzeki, bo na tym odcinku jest trochę świetnych kamienic, a także "Solpol wśród kamienic" - krzykliwy, koszmarkowaty budynek z połowy lat 90. projektu Wojciecha Jarząbka, twórcy Solpolu (który niedługo po czasie, w którym powstaje ten artykuł, ma zostać wyburzony). Od strony Odry z kolei można zwrócić uwagę na kilka zabytkowych barek, które tworzą Otwarte Muzeum Odry.
Najmniej atrakcyjne z tych trzech, ale wciąż przyjemne jest Wybrzeże Ludwika Pasteura, towarzyszące Uniwersytetowi Medycznemu; biegnie od Mostu Zwierzynieckiego do Mostu Szczytnickiego. Warto tu zajrzeć choćby dla willi/pałacyku z końca XIX wieku, gdzie dziś mieści się rektorat Uniwersytetu Medycznego.
Na sam koniec pozostawiłem sobie wzmiankę o najważniejszym zabytku osiedla, o ile do tego osiedla ten zabytek przyporządkować. Ja tak robię, bo choć Most Grunwaldzki jest łącznikiem między Przedmieściem Oławskim a Placem Grunwaldzkim, to nazewnictwo przyporządkowuje go niejako samo. Najsłynniejszy i z kandydaturą na najpiękniejszy z licznych wrocławskich mostów, dodatkowo najsłynniejszy most wiszący w kraju, rozpoczął swą historię jako Kaiserbrücke pod koniec pierwszej dekady XX wieku. Jednym z symboli Wrocławia stał się jeszcze przed świętowaniem setnych urodzin. Jego niebieskie, stalowe przęsła i masywne, granitowe pylony przypominające bramy wjazdowe albo łuki triumfalne, są już widokiem po prostu kultowym. Przyjemne widoki rozciągają się też z samego mostu.
Plac Grunwaldzki, jak to osiedla sąsiadujące ze Starym Miastem, jest więc intensywną, bogatą w istotne akcenty przestrzenią. Nawet spacer po tych kluczowych miejscach, jakie wskazałem, zajmie kilka godzin - a zagłębiać się w niuanse kamienic, bloków, biurowców, uczelnianych budynków, ulic, mostów i bulwarów można się znacznie dłużej. Ja w każdym momencie postawię wyżej bardziej spójne i nie tak drapieżnie użytkowe Nadodrze i Ołbin, ale i z Placem każdy świadomy wrocławianin musi się choć raz porządnie zapoznać.
Komentarze
Prześlij komentarz