Indywidualności kina (5/150): Erich von Stroheim

Czas / Miejsce

1885-1957 / Wiedeń, Austria; USA

Sedno wyjątkowości

Był jednym z najwcześniejszych i najważniejszych protoplastów kina w pełni autorskiego i niezależnego; w samym Hollywood właściwie najwcześniejszym. Jego największe dzieło daje się traktować jako moment założycielski dla filmu jako poważnego dramatu psychologicznego. Grząskie moralnie postacie jego filmów oraz cyniczne zakończenia antycypowały kino noir i zarazem odejście od naiwności w kinie w ogóle.

Opus magnum

Chciwość / Greed (1924): 7.0/10

Dosłownie na palcach jednej ręki dają się policzyć postacie i dzieła, które w historii kina wyprzedziły Ericha von Stroheima, jeśli chodzi o pierwsze kroki tudzież raczkowania filmu z dziedziny rozrywki i technologicznej niesamowitości w dziedzinę sztuki. Wśród nich chyba tylko wyśmienity Gabinet doktora Caligari jest tym obrazem, jaki mógłbym nazwać w najogólniejszym sensie lepszym od Chciwości, a trzeba podkreślić, że Robert Wiene nie musiał walczyć o niezależność z wielką hollywoodzką wytwórnią i jego praca nie została tak ograniczona i pocięta. Von Stroheim w czymś jednak wygrał też palmę pierwszeństwa i to w czymś niepoślednim. To on i jego życiowe osiągnięcie - mimo jakichś tam nielicznych wcześniejszych, podrzędnych prób - otwiera jakże długą, jakże nieskończoną i jakże płodną linię rodową filmowych dramatów psychologicznych. Ile to znaczy, łatwo zmierzyć, przypominając sobie, jak wiele filmów jest opatrzonych tym wygodnym terminem gatunkowym - i, co ważniejsze, ile tych wartych uwagi filmów jest nim opatrzonych.

Chciwość jest oczywiście adaptacją powieści, można by więc w pierwszym odruchu zarzucić, że gdzie tu wielki postęp kina, skoro chwalimy utwór jako dramat psychologiczny. Po pierwsze jednak samo podjęcie się powieści podejmującej poważne tematy i nieupraszczanie nadmiernie tych tematów na potrzeby ekranu to już w 1924 jakieś coś, a po drugie oczywiście chodzi ciągle o obraz, nie o "libretto". Ile emocji, zwłaszcza brzydkich, wyrażają tu ciasne kadry z twarzami świetnie spisujących się aktorów (nieupudrowane emocjonalnie); ile autentycznej podłości, upadku i nieszczęścia wylewa się z ekranu; jak okraszone jest to symbolizmem montażowym; jak wymowne, właśnie wymowne - niepotrzebujące słów - są niektóre kadry, jak choćby ten, w którym główny bohater stoi na schodach, zbierając się do wyprawy na poszukiwanie pracy. Imponuje to i przekonuje nawet dzisiaj - a już w 1924 roku to dla kina niemal tak jak Giotto malujący w Kaplicy Scrovegnich dla europejskiego malarstwa. Oto jest artystyczny obraz chciwości, patologicznego umiłowania pieniędzy - ale nie tylko, bo i skąpstwa, zazdrości, gniewu i deprawacji człowieka w ogóle - jakiego nigdy wcześniej nigdzie nie było. Nie dlatego, żeby nikt wcześniej się tego tematu nie podjął; oczywiście, że dzieło von Stroheima jest pod względem głębi analitycznej przedszkolem w porównaniu z literaturą fikcji czy faktu. Ale dlatego, że nikt nie zrobił tego wcześniej tak zręcznie i mocno za pomocą nowego, ciągle wtedy początkującego środka artystycznego przekazu.

Dobrą miarą wybitności tego filmu jak na swoją dekadę są paradoksalnie inne obrazy von Stroheima, nawet te uważane za najlepsze w dorobku poza Chciwością: w gruncie rzeczy raczej płytkie zabijacze czasu, w których sztuki niewiele, a walory rozrywkowe nadgryzł już nie ząb, lecz cała szczęka przemijania. A i tak są to dziełka lepsze od większości rówieśników o kilka cennych walorów, jak bardziej dopracowana estetyka, silniejsze oddziaływanie emocjonalne i może przede wszystkim typowy dla reżysera mrok, dodający im nieco dojrzałości. Wskazuję na to porównanie również po to, by uzasadnić mało spektakularną ocenę w kontekście paru spektakularnych zdań powyżej. To ciągle jest kino psychologiczne w powijakach i ciągle jest okraszone ograniczeniami swojej epoki, niekoniecznie strawne od pierwszej do ostatniej minuty; Ingmar Bergman ma dopiero sześć lat i bawi się gdzieś w Sztokholmie swoją pierwszą latarnią magiczną. Ale niektóre "kadry twarzowe" to już tutaj trochę antycypowanie Bergmana właśnie. Więc już jest naprawdę dobrze, niezależnie od czasu powstania.

Inne wybrane dzieła

1. Szalone żony / Foolish Wives (1922): 5.5/10









2. Marsz weselny / The Wedding March (1928): 5.5/10



Komentarze