Jelenia Góra. Dzielenie kotliny na czworo

Najpiękniejsze i najbrzydsze, największe i najmniejsze, najciekawsze i najnudniejsze, najlepsze i najgorsze do życia - wiele przymiotników z przedrostkiem "naj" poszukuje najbardziej odpowiadającego im miasta na Dolnym Śląsku, a te wymienione poszukują chyba najczęściej. W historii internetowych wyszukiwarek nie znajdziemy natomiast zapewne zbyt wielu zapytań, które z tych miast jest najdziwniejsze. Gdyby jednak ktoś poszukiwał właśnie takiego, a także zupełnie przypadkowo spytał mnie o zdanie, moją odpowiedzią mogłaby być Jelenia Góra.

Nie jest to oczywista kandydatura - w końcu to miasto dobrze znane, spore, o bardzo charakterystycznej nazwie, słynące z ładnego rynku. Z niespełna 76 tysiącami mieszkańców jest najmniejszym z miast na prawach powiatu na Dolnym Śląsku, więc czwartym największym miastem w ogóle, a powiatem po prostu średnio dużym. Nie ma też historii szczególnie odbiegającej od reszty regionu - założone w XII wieku, z prawami miejskimi od XIII, w czasach polskich współtworzyło Księstwo Świdnicko-Jaworskie, a potem przechodziło przez rządy czeskie, habsburskie, pruskie-niemieckie i wróciło do Polski. Teoretycznie dolnośląski standard, tyle że w górskich okolicach, a jednak współcześnie to specyficzny twór administracyjny, a ponadczasowo - miejsce niezwykle położone.

Może jeden z mniej istotnych wymiarów niezwykłości Hirschbergu widać już na mapie. Jest mianowicie - jak na powiat, a już w szczególności jak na miasto - bardzo podłużnym terytorium. Wydaje się on tak a nie inaczej wydzielony z powiatu karkonoskiego - który jeszcze parę lat temu nosił nazwę powiatu jeleniogórskiego - właśnie po to, żeby przedzielić ten powiat na dwie oddzielne połowy, połączone tylko niespełna trzystumetrowym przesmykiem. Dzięki niemu Jelenia Góra poza "swoim" powiatem nie graniczy już z żadnym innym - a jedynie z Czechami na dość krótkim odcinku.

Specyfika miasta tkwi w dużej mierze w jego położeniu geograficznym - to dość spory ośrodek, po którym spaceruje się głównie po płaskim terenie i które w swoich głównych częściach zupełnie nie ma górskiego vibe'u, a jednak ściśle otoczone ze wszystkich stron przez góry, wiecznie widoczne. Znajdujemy się tu w sercu kotliny jeleniogórskiej, obudowanej z południa przez Karkonosze, ze wschodu przez Rudawy Janowickie, z północy przez Góry Kaczawskie i z zachodu przez Góry Izerskie. Innymi słowy, wszędzie naokoło jest masa atrakcyjnych terenów, w tym te najbardziej oblegane w całym województwie. Tu jednak - mimo że to sam środek tych atrakcji - jest spokojniej, nie za tłoczno nawet w lecie, nie licząc jedynie Zamku Chojnik.

Najdziwniejszy jednak w Jeleniej Górze jest jej charakter urbanistyczny. Oczywiście praktycznie każde większe miasto w Polsce jest efektem urbanistycznego rozrostu i składa się ze stopniowo wchłanianych w większy twór wsi i miast. Zwykle jednak tego nie widać, natomiast Jelenia Góra spójnym miastem jest de facto tylko z administracyjnego punktu widzenia. W praktyce to ciągle - tak jak przez całą historię - kilka autonomicznych ośrodków, oddzielonych od siebie przestrzeniami niczego, które tworzą raczej powiat-miasto niż miasto-powiat. 

Z pewnego punktu widzenia nawet ścisła Jelenia Góra dzieli się na dwa osobne miasta. Jednym jest Jelenia Góra "najściślejsza" - ze starówką, kamienicami, zwykłymi blokami, domkami jednorodzinnymi. Drugim zaś osiedle Zabobrze, odizolowane od tamtej rzeką Bóbr i torami kolejowymi, które nawet w samym Wrocławiu byłoby może kandydatem na najpotężniejsze blokowisko z wielkiej płyty. Ciężko znaleźć dokładne dane, ale te dostępne sugerują, że na Zabobrzu mieszkać może nawet więcej osób, niż w reszcie ścisłej Jeleniej - a jeśli mniej, to nieznacznie.

Poza dawnym Hirschberg najważniejszymi składowymi współczesnej Jeleniej Góry są inne byłe miasta. Największe z nich to Cieplice Śląskie-Zdrój (Bad Warmbrunn) - samodzielne miasto w latach 1935-1976 - oraz mniejsze Sobieszów (Hermsdorf am Kynast) i Maciejowa (Maiwaldau). Jako że jednak Maciejowa nie przyciągnęła mnie niczym wystarczająco interesującym, to w moim czwórpodziale Jeleniej Góry zastępuje ją dawna wieś (a potem też część niezależnego Sobieszowa) Jagniątków (Agnetendorf) - najbardziej skrajna, to jest najbardziej oddalona od Hirschbergu i jedyna z górskim już charakterem. Wszystkie te cztery składowe, choć na papierze stanowią jedno miasto, są nieco osobnymi historiami i atmosferami.

Jak nietrudno się domyślić, najciekawszą częścią Jeleniej Góry jest... Jelenia Góra, ta ścisła, historyczna. Posiada chyba najokazalszą starówkę na Dolnym Śląsku po wrocławskiej, trochę dobrej architektury, porządne muzeum, a także garść świetnych knajp i kawiarni. Daje się w niej odczuć miasto już dość konkretne, a zarazem nieprzytłaczające i wyposażone w sporą dozę przytulności. Zabudowa nie jest tu wyłącznie zabytkowa, a poziom zadbania nie jest doskonały, ale w porównaniu z typowym kilkudziesięciotysięcznym miastem w tym województwie jedno i drugie wypada świetnie. Być może nie nazwałbym Hirschbergu fascynującym, ale bardzo ciekawym na pewno.

Zacząłem zwiedzanie od atrakcji najmniej mnie interesującej, jakim było Muzeum Historii i Militariów. Nazwa jest dość huczna, bo w gruncie rzeczy to kilkanaście czy kilkadziesiąt starych, XX-wiecznych wojskowych pojazdów i urządzeń, wystawionych na wolnym powietrzu i opatrzonych tabliczkami. Nie ma tu więc tego, czego poszukuję w muzeach militariów - estetyki, zarezerwowanej dla dawnych broni - a pozostaje jedynie technika. Dla miłośników tematu na pewno cenne miejsce, dla mnie w porządku na rzucenie okiem w kilkanaście minut.








Głównym muzeum w Jeleniej Górze jest Muzeum Karkonoskie, które w dość luźny sposób opowiada o kulturze i historii podregionu, choć właśnie "opowieść" to nieco duże słowo - jest to raczej pewna sonata na temat. Trochę tego, trochę tamtego - przedmioty przeróżnego użytku, związane z terenem Karkonoszy, a także całkiem ładnie odtworzona karkonoska chata i obszerna wystawa artystycznego szkła. Nazwa muzeum robi obietnice na coś nieco tłustszego, ale jest dobrze.












































Już na samej starówce znajdują się dwa bardzo godne uwagi kościoły. Tym chyba jednak najcenniejszym w Jeleniej Górze jest ze względu na większą unikalność Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. Jest on jednym z sześciu wybudowanych - a czterech ocalałych - protestanckich kościołów łaski, wybudowanych na mocy ugody altransztadzkiej między luterańskim królem Szwecji a katolickim, habsburskim cesarzem na początku XVIII wieku. Jest ze wszystkich nich chyba najładniejszym i największym. Wydaje się poniekąd przeniesiony do Jeleniej Góry z nieco innego świata - jego potężna bryła, imponująca eleganckimi klasycystycznymi proporcjami, dobrze dopasowanymi do planu krzyża greckiego, nasuwa na myśl miasto dużo większe, a styl architektoniczny wyraźnie zapatrzony jest w stronę Szwecji. Warto zajrzeć również do środka - dla ołtarza, ambony, fresków na fałszywej kopule i nietypowego układu - choć wypada on blado w porównaniu z kościołami pokoju w Jaworze i Świdnicy, które przywołuje na myśl. Od końca II wojny światowej to już katolicka świątynia.













Teoretycznie cenniejszym, bo znacznie starszym zabytkiem jest Bazylika św. Erazma i św. Pankracego, w większości pochodząca z przedziału XIV-XVI wieku. Z zewnątrz to bardzo godny, majestatyczny gotyk z pięknymi oknami i licznymi detalami, nawet jeśli został odrestaurowany w nie do końca zgrabny sposób. W środku niestety remont trochę tę świątynię wykastrował - pobielona, bez poważniejszych witraży, bez jakiejś wybitnej nastawy, robi trochę nijakie wrażenie mimo piękna gotyckiej konstrukcji.





















Ale w Jeleniej Górze nie konkretne muzea czy zabytki są najważniejsze, a po prostu starówka - chyba druga najokazalsza w województwie po Wrocławiu. Poza słynnym rynkiem jej najważniejszym elementem jest długa, śliczna, spokojna, ale ożywiona knajpami i kawiarniami, piesza ulica 1 maja przedłużona ulicą Konopnickiej - ciąg może nie spektakularnych, ale bardzo ładnych kamienic. Punktem kulminacyjnym jest Baszta i Brama Wojanowska, przebudowane pozostałości średniowiecznych fortyfikacji miejskich.





















W końcu sam rynek - zdaniem wielu osób najładniejszy na Dolnym Śląsku po wrocławskim, moim zdaniem trzeci najładniejszy, bo jeszcze po świdnickim. Rankingi na bok, to po prostu piękne, kameralne, a jednocześnie okazałe miejsce. W znacznej większości zabudowane jest przez zabytkowe i całkiem wysokie kamienice, tylko w znikomej części i dość nienachalnie uzupełnione powojennymi plombami. Ma ładny klasycystyczny ratusz z uroczym przejściem pośrodku, ma znakomite podcienia. Wielu kamienicom, a nawet ratuszowi nie zaszkodziłby retusz i pomalowanie na nieco żywsze, w każdym razie mniej wyblakłe kolory - gdyby przeprowadzić generalny remont całego rynku, mógłby stać się prawdziwą perłą wśród polskich zabytków urbanistyki; na dziś pozostaje perełką.




















W pobliżu rynku zachowały się w niepełnym stopniu inne dawne wieże murów miejskich. Tą zachowaną najlepiej jest Wieża Zamkowa, na którą można za darmo się wspiąć, by zobaczyć otoczenie Jeleniej Góry przez... góry, zwłaszcza Karkonosze, a także rolę trzech głównych budynków - dwóch kościołów i ratusza - w panoramie miasta.






Dodatkowym punktem widokowym jest wieża Grzybek na Wzgórzu Krzywoustego (który to Bolesław zgodnie z niepewnymi przekazami miał założyć miasto), z której jeszcze lepiej widać usytuowanie geograficzne Hirschbergu.




Jelenią Górę na spokojnie można porządnie zwiedzić w parę godzin, ale warto w niej przenocować choćby po to, by wieczorem wybrać się na rynek, kiedy ciemność tuszuje jego niedoskonałości i wydobywa pełnię potencjału. Po zmroku odległość między perełką a perłą istotnie się zmniejsza.






O ile w centrum Jeleniej Góry panuje atmosfera średniej wielkości miasta, o tyle podążywszy kawałek na południe i dotarłszy do Cieplic Śląskich-Zdroju, otrzymamy atmosferę miasta zdecydowanie małego, ale za to dość prężnego jako kurort. Da się tu urządzić spacer w sumie nie krótszy, a i bardziej rekreacyjny. Jak wszystkie dobre uzdrowiska, Cieplice mają zacny deptak - nieco krótki, ale nadrabiający prestiżem między innymi przez Pałac Schaffgotschów, elegancko zaprojektowaną przestrzeń i parę innych budynków na nim lub w pobliżu. Nie jest jednym z nich wyjątkowo nieatrakcyjny wizualnie dom zdrojowy, ale za to naprzeciwko niego stoi śliczny Długi Dom, zbudowany już pod koniec XVII wieku jako część zespołu klasztornego cystersów. Tuż obok niego wznosi się kościół św. Jana Chrzciciela, architektonicznie niezbyt spektakularny, ale wyposażony w znakomity ołtarz główny i niezłe organy.



















Również w budynkach poklasztornych mieści się najlepsze muzeum w mieście i jedno z najlepszych na całym Dolnym Śląsku, jakim jest tutejsze Muzeum Przyrodnicze. To mieszanka przeróżnych rzeczy, z których część nie dotyczy przyrody, a raczej kultury i historii regionu. Szczególnie mocno zaimponowała mi cała sekwencja świetnie zaaranżowanych i wykonanych gablot, prezentujących florę i faunę danego zakątka świata lub danej pory roku za pomocą prawdziwych roślin i wypchanych zwierząt. Wybitnie imponująca jest też muzealna kolekcja motyli, niezłym wstępem są zbiory minerałów, pociąga parę innych rzeczy - obfita i klimatyczna placówka. Przestrzegam, że poniższe zdjęcia obfitują w motyle - przestrzegam, bo istnieją osoby, których motyle piękno nie przekonuje, a wręcz odrzuca; nawet osoby, które same są piękne, potrafią mieć do niego taki stosunek.


















































































Cieplice są też jednym z najlepszych miejsc na Dolnym Śląsku pod względem parków. Są tu dwa, choć dające traktować się jak jeden bardzo duży, jako że łączą się praktycznie bezpośrednio. Park Zdrojowy jest nieco bardziej uporządkowany i elegancki, podczas gdy Park Norweski zachwyca romantycznym, swobodnym założeniem akwenu wodnego i klimatyczną estetyką pawilonu norweskiego. Jest gdzie dochodzić do zdrowia.























Kolejne parę minut na południe i docieramy do Sobieszowa, który niespecjalnie już przypomina jakiekolwiek miasto, nawet bardzo małe, choć przez kilkanaście lat miał on taki status. Wszystko w Sobieszowie kręci się wokół największej atrakcji jego, całej Jeleniej Góry i jednej z kluczowych w całym województwie. Oto oblegany Zamek Chojnik, na który prawie każdy człowiek z województwa musiał chyba wejść w ramach szkolnej wycieczki. W pierwotnej formie powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIV wieku z polecenia Bolka II, ale kluczowe rozbudowy i przebudowy otrzymywał w dwóch kolejnych stuleciach pod panowaniem rodu Schaffgotschów. Budowla już sama w sobie jest pociągająca - potężna, w stu procentach zamkowa twierdza, z której zachowało się wystarczająco dużo, by pozostać konkretem, a zarazem wystarczająco mało, by dodawać powiewu romantyzmu za pośrednictwem jednego z najskuteczniejszych katalizatorów takich powiewów, jakimi są ruiny. Przede wszystkim jednak Chojnik daje się nazwać najbardziej spektakularnie położonym zamkiem w województwie - na poważnym wzniesieniu o wysokości 627 m nad poziomem morza, które każe się trochę spocić przy jego zdobywaniu. Nie dość, że dzięki temu zamek już z dołu prezentuje się wręcz pocztówkowo, to jeszcze gwarantuje znakomite widoki, gdy się go zdobędzie. Góry Kaczawskie, Rudawy Janowickie, w końcu Karkonosze - wszystko jest stąd znakomicie widoczne i zapiera dech w piersiach. Sława tego zamku jest zasłużona i naturalna.




















































Największym outsiderem tej poczwórnej podróży jest ostatni - na mojej liście i na mapie, jadąc na południe - Jagniątków, który miastem nie był nigdy. Dziś to oczywiście część Jeleniej Góry, ale kształtem i atmosferą w dalszym ciągu przypomina sudecką wioskę. Droga jest pochyła prawie ciągle, a ludzkie domostwa nie są już tak zbite, raczej incydentalne. Właśnie dla jednego z tych domostw warto tu zajechać - nie byle jakiego, bo do domu Gerharta Hauptmanna, wybitnego niemieckiego pisarza-noblisty. Hauptmann zaszył się tu po królewsku - każąc zbudować sobie wspaniałą, okazałą, a i bardzo estetyczną willę. W środku w gruncie rzeczy chodzi o jedno, główne pomieszczenie, pokryte fantastycznymi - nawet nieco surrealistycznymi - malowidłami. Reszta to już bardziej standardowe pokoje kogoś z dużą kasą i nie ma w nich nic niewiarygodnie wyjątkowego, ale cała budowla ma niepośledni klimat i warto choć raz do niej wpaść.

















Jeśli traktować Jelenią Górę tak, jak się ona moim zdaniem o to prosi - czyli raczej jak powiat niż jak miasto - wypada po prostu średnio w dolnośląskiej konkurencji atrakcyjności, dając się wyprzedzać mniej więcej tylu powiatom, ile sama wyprzedza. Zważywszy na to, że jest prawie cztery razy mniejszym terenem niż najmniejszy z niebędących miastami powiatów, bardzo dobrze to o niej świadczy. Jeszcze lepiej, jeśli traktować ją jako jedno miasto i z miastami porównywać. Jest dla mnie coś sztucznego w trzymaniu się administracyjnego spojrzenia na Jelenią Górę - to jest właśnie traktowaniu wszystkich jej części jako całości - więc dopiero na sam koniec na nie się zdobywam. I po takim zdobyciu się silne argumenty ma stwierdzenie, że to nie tylko najdziwniejsze, ale i poza Wrocławiem najbardziej atrakcyjne z dolnośląskich miast.

Komentarze