Ştefan Niculescu: Ison Ia

1971 / wykonanie: Formația „Ars Nova” din Cluj-Napoca, Cornel Ţăranu, Cristian Brâncuşi, Avy Abramovici, 1978

Ze wszystkiego, co w życiu słyszałem, ta kompozycja jest jedną z paru najbardziej niszowych na tym poziomie wybitności i może należałoby uznać, że z raczej wzmiankowanego niż przedstawianego w większości źródeł Niculescu czyni jednego z najbardziej niszowych kompozytorów wybitnych. Być może jest to nawet lepsze, niż każde dzieło Radulescu, jego już zdecydowanie bardziej znanego ucznia. W niespełna jedenastu minutach nagrania mieści się i pobrzmiewa mistrzowska gęstość faktury Ligetiego, usnuta na ludowych motywach podskórna groza niektórych kompozycji Bartóka, brutalność i intensywność wczesnego Pendereckiego, pierwotna dzikość najsłynniejszego utworu Strawińskiego i być może również cechy paru innych XX-wiecznych gigantów.

Fundamentalną jakością Ison jest faktura, snuta za pomocą czternastu instrumentów, które zachowują się tu dość indywidualistycznie z formalnego punktu widzenia - bardzo często łączą się w kakofoniczne, gęste, jednolite w swoim działaniu eksplozje dźwięku, ale zawsze daje się odczuć, że są to osobne głosy; łączą, ale nigdy nie zlewają. Daje to efekt potężnej gęstości i w jakiś sposób złowrogiej, bo momentami chaotycznej złożoności. Jednak nie sam stosunek poszczególnych głosów do siebie i ich malownicze, choć nieprzejednanie turbulentne zestawienia są największym osiągnięciem twórcy, ale fascynujący sposób modyfikacji faktury, szczególnie transparentny w dwóch ekscytujących crescendach, zatrudniających do pracy również dynamikę. Demoniczne, rozwarstwione na czternaście instrumentów wybuchy, coraz głośniejsze, gęstsze i wyższe, poprzetykane są samotnymi, jednostajnymi głosami, jakby połączone nicią lub liną, po której wspinamy się coraz wyżej, zwiększając napięcie do granic i poza nie. Na końcu jednej i drugiej wspinaczki czeka traumatyczny wybuch - za pierwszym razem wkraczamy do pogańskiego, rytmicznego, na swój sposób tanecznego, folkowego piekła, za drugim efekt jest krótszy i bardziej bezpośredni. Bynajmniej nie jest jednak groza jedynym, a nawet chyba najważniejszym motywem emocjonalnym tego utworu - więcej tu tajemnicy, a niemało pewnej hipnotycznej łagodności i kontemplacyjnego piękna, choć wpadają na krótko.

Niculescu nie osiąga poziomu wymienionych wielkich nazwisk na ich ulubionych polach, ani po prostu całościowo ich poziomu nie osiąga. Ale po pierwsze łączy dość różnorodne podejścia w jedenastu minutach, a po drugie i ważniejsze wnosi od siebie swoistą krwistość, ludzkość, temperaturę. Choć to daleko posunięta, XX-wieczna awangarda i da się to rozpoznać na pierwszy rzut oka, to udaje jej się opuścić sferę chłodu, w jakiej ta awangarda często pozostaje. W sposobie narracji emocjonalnej, w metodzie budowania napięcia i w nieco mozaikowym układzie kompozycji jest coś, co kojarzy mi się z późnymi romantykami, w szczególności chyba z Wagnerem ze względu na te crescenda (zupełnie inaczej budowane, bo u Niemca progresją harmoniczną, a tutaj dynamiką, wysokością dźwięków i gęstością faktury, ale efekt ma moim zdaniem niemało wspólnego). Porównując z Ligetim, do którego Niculescu chyba jednak najbliżej, to Rumun odmawia lotów w kosmos, stwierdzając - w sumie całkiem słusznie - że groza tajemnicy istnienia przy pewnym wysiłku daje się w pełni odczuć już na powierzchni ziemi.

Skoro współczesny odbiorca chłonnie przyjął Ligetiego, Pendereckiego czy Scelsiego, to dziwi dość mocno to pozostawanie na dalekim marginesie Niculescu, niebezpiecznie romansujące z wpadnięciem w otchłań zapomnienia. Może przynajmniej w ojczystej Rumunii jest odpowiednio doceniany.



9.0/10

Komentarze

  1. Co do Brötzmanna... Tragedia, trudno w to uwierzyć. Ile jeszcze żyło tak wielkich, tak zasłużonych postaci? Z bólem oglądamy upadki gigantów, choć pocieszając się, że wielkie postacie umierają tylko częściowo. Powinna być narodowa żałoba, choć od mojej jednostkowej woli zależała tylko minuta ciszy wpleciona w występ slamerski, ehh.
    Mało kto tak zasługuje na godny hołd.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz