Indywidualności kompozycji (2/150): Einojuhani Rautavaara
1928-2016 / Helsinki, Finlandia / neoromantyzm, modernizm
Sedno wyjątkowości
Łącząc tradycję neoromantyczną ze zdobyczami awangardy XX wieku, podjął próbę odkrycia na nowo muzycznego mistycyzmu. Choć nie zawsze próba kończyła się pełnym i spektakularnym sukcesem, to co najmniej dzięki jednej kompozycji należy ją uznać ostatecznie za jedną z najlepszych na przełomie XX i XXI wieku.
Opus magnum
VII symfonia "Angel of Light" (1994): 8.5/10
(Polecane nagranie: Helsinki Philharmonic Orchestra, Leif Segerstam; 1996)
W pewnym sensie Rautavaara doprowadził ją do takiej jakości przez zaprzeczenie sobie samemu. To chyba najmniej typowa z jego prac, które słyszałem, czyli z tych bardziej uznanych. Fin w wieku emerytalnym odchodzi tu od swojego znaku firmowego, jakim jest dla mnie znaczący stopień eteryczności muzycznej, stricte formalnej eteryczności: rytmicznego i harmonicznego rozmycia, oszczędności melodycznej i tematycznej, unikania namacalnych, łatwo uchwytnych i zdecydowanych elementów. Celem pozostaje mistycyzm, ale środki są bardziej cieliste i konkretne. Nie tylko w pewnym sensie jest mniej ambitny, ale też można by przypuszczać, że taki ruch jedynie oddali go od obiektu jego poszukiwań. I może nie udaje się faktycznie uzyskać mistycyzmu tak czystego i esencjonalnego jak spod znaku Messiaena, ale udaje jakiś - a nawet jakieś. A do tego po prostu stworzyć piękną, gęstą, treściwą symfonię.
Z formalnego punktu widzenia najbardziej imponuje mi tutaj niezwykła głębia orkiestrowej faktury i co za tym idzie orkiestrowego brzmienia, świadcząca o takim talencie, o jakim inne dzieła Rautavaary mi zupełnie nie poświadczyły. Fin zamienia się tu w prawdziwego mistrza eksploracji wielkich składów, dostarczając chlubnych skojarzeń z Mahlerem albo Szostakowiczem. Nie epatując zbyt często pełną siłą rażenia, inteligentnie operuje zestawieniami poszczególnych sekcji i instrumentów, prowadzi wielokrotnie dwa (i więcej) mocno oddalone od siebie głosy, stawia na różnorodność, świetnie operuje kontrapunktem. Jak zawsze u niego jest dość gęsto i interesująco harmonicznie. Przydaje się zarówno doświadczenie nabyte w młodzieńczych eksperymentach z awangardą (są momenty daleko modernistyczne), przydaje jeszcze bardziej głęboka wrażliwość neoromantyka.
Cztery części symfonii dostarczają tu czterech różnych posmaków mistycyzmu. Dla mnie byłyby to kolejno, jeśli miałbym się na takie określenia w ogóle silić: mistycyzm romantyczny, mistycyzm chaosu, mistycyzm oniryczny i mistycyzm monumentalny. Pierwszy, ociekający Mahlerem i Sibeliusem, w początkowej fazie już od pierwszych dźwięków arpeggiowanego motywu stawia na rozwój dramatyczny; w kolejnej, gdzie głosy poszczególnych instrumentów prowadzą jakby konwersację, bardziej na liryzm. Druga część, dzika i groteskowa, w której nieco demoniczny humor i akcenty kakofoniczne przeplatają się z elementami fugi, natychmiast przywodzi na myśl Szostakowicza (obecnego już trochę wcześniej), ale dochodzi nawet do skojarzeń ze Schnittkem. Ocean harmonii w części trzeciej, harmonii starającej się o jak najmocniejsze oderwanie od całej reszty muzycznego języka, zgodnie z nazwą części ma w sobie coś pozytywnie usypiającego, co za każdym razem utrudniało mi przejrzenie tej materii - i zrodziło nieco już dalsze reminiscencje muzyki Góreckiego. W finale w zasadzie powraca romantyzm, ale w nieco innym wydaniu, mniej tajemniczym a bardziej potężnym; uwielbiam tu równoległe prowadzenie dwóch zupełnie różnych głosów dwóch sekcji orkiestry, masywnego i dostojnego z prędkim i dramatycznym.
Dużo wielkich nazwisk w tekście powyżej można odczytać jako dwa sygnały: że Rautavaara nie wykształcił w pełni własnego, niepowtarzalnego stylu i że jednak stworzył coś świetnego. Moim zdaniem byłby to odczyt podwójnie prawidłowy. Był kompozytorem z ograniczeniami, ale przynajmniej raz wyszedł poza nie, tworząc tę symfonię. A czym ona w całości jest, już bez podziałów i analiz? Jakby sekwencją różnego typu nierealnych wizji, sugestywnych, mocno oddziałujących na emocje i treściwych, ale z treścią trudną do oddania słowami. A więc muzyka nie została tu zatrudniona bez potrzeby, i tak ma być - w dziełach mistycznych i nie tylko.
Inne wybrane kompozycje
1. I koncert wiolonczelowy (1968): 7.0/10
(Polecane nagranie: Marko Ylönen, Helsinki Philharmonic Orchestra, Max Pommer; 1994)
2. I koncert fortepianowy (1969): 7.0/10
(Polecane nagranie: Laura Mikkola, Royal Scottish National Orchestra, Hannu Lintu; 1999)
3. Cantus Arcticus (1972): 7.0/10
(Polecane nagranie: Laura Mikkola, Royal Scottish National Orchestra, Hannu Lintu; 1999)
4. V symfonia (1985): 7.0/10
(Polecane nagranie: Leipzig Radio Symphony Orchestra, Max Pommer; 1990)
5. II koncert wiolonczelowy "Towards the Horizon" (2009): 7.0/10
(Polecane nagranie: Truls Mørk, Helsinki Philharmonic Orchestra, John Storgårds; 2012)
Komentarze
Prześlij komentarz