Indywidualności jazzu: Dave Brubeck

Czas / Miejsce / Nurty / Instrument

1920-2012 / Concord (Kalifornia), USA / Cool Jazz / fortepian

Sedno wyjątkowości

Był jednym z apostołów cool jazzu; doprowadził ten nurt do jego najczystszej i najbardziej ikonicznej formy.

Kluczowi współtwórcy

Członkowie klasycznego Dave Brubeck Quartet:

Paul Desmond (1924-1977) - saksofonista; napisał Take Five, najbardziej popularny utwór kwartetu i jeden z paru najbardziej rozpoznawalnych jazzowych standardów wszech czasów. Lekkie brzmienie jego saksofonu altowego było jedną z esencji cool jazzu.

Joe Morello (1928-2011) - perkusista, którego umiejętności umożliwiały Brubeckowi eksplorację nietypowych rytmów.

Eugene Wright (1923-2020) - basista, z racji dość oszczędnego stylu gry zespołu mający nieco więcej roli i przestrzeni niż większość jazzowych basistów w tamtych czasach.

Opus magnum

Time Out (1959): 7.5/10

Jedną ze szczególnie miłych przypadłości uniwersum jazzu - występującą w kontraście do muzyki popularnej (czy też do reszty muzyki popularnej, jeśli ktoś tak woli) - jest bardzo jakościowy kanon. Znajdzie się w tym gatunku niejeden album, który mimo wybitności nie doczekał się bardzo dużego rozgłosu; jeśli jednak już któryś cieszy się w miarę powszechnie statusem klasyka lub arcydzieła, prawie na pewno zawiera faktycznie świetną muzykę. I jazz ma wyjątki od tej reguły - ale i stosunkowo nieliczne, i stosunkowo łagodne.

Nie chce się robić tego człowiekowi, który według wszelkich przekazów był osobą dobrą, mądrą, wierną, ciepłą i serdeczną (co jak na jazzmana również było raczej wyjątkowym zestawem cech), ale nie mam wątpliwości, że to właśnie Time Out Brubecka jest najczarniejszą z owiec w tej żelaznej, nienaruszalnej części kanonu. Żaden jazzowy album o tak wielkiej pozycji nie jest zarazem tak daleki od prawdziwej wybitności artystycznej, a wymienianie go jednym tchem obok równieśniczych mu Kind of Blue czy The Shape of Jazz to Come będzie dla wielu niewytłumaczalnym błędem systemu. Odmawiając mu wybitności, przyznaję mu jednak wciąż wysoką jakość, wyjątkowość i miejsce w kanonie - tylko dość szerokim.

Choćby za to, że to właśnie najsłynniejsze dzieło Brubecka uważam za najbardziej esencjonalny i w pewnym sensie najbardziej skrajny cool jazz. Ta muzyka nie jest emocjonalnie żadna, a tym bardziej nie przestała być jak najbardziej ludzka, ale doszło tu do niebywałego odciążenia atmosfery. Tracąc żar i uczucie, jakimi obdarzone były składy hard bopowe, Kalifornijczyk coś jednak zyskał: nieznaną wcześniej lekkość, wyluzowanie, zwiewność, zawadiacki dystans i nieobciążony sennością spokój. W najlepszych kawałkach słowo cool zyskuje pełnię swojego niebezpośredniego znaczenia, które ciężko oddać w języku polskim, przez co często po prostu nie jest w nim niczym zastępowane. Są one jak przejście przez centrum dużego i żywotnego miasta, będąc dobrze wyspanym, dobrze ubranym i dobrze pachnącym, zmierzając w stronę czegoś bardzo miłego. Nie egzemplifikują szczególnie głębokiego ani podniosłego fragmentu egzystencji, ale jakiś owszem - w dodatku autentyczny i przyjemny. Chyba tylko Miles Davis był z rzadka blisko bycia aż tak cool, ale chyba nawet on tego aż tak daleko nie popchnął (z jak największą korzyścią dla swojej muzyki). Najgorętsze momenty Brubecka to te najchłodniejsze Billa Evansa, który przecież uważany jest za jedną z personifikacji nurtu.

Od największych albumów jazzu Time Out dystansuje również fatalne zarządzanie rozkładem materiału. Stronę A i stronę B dzieli przepaść; pierwsze trzy utwory są niemal wszystkim, a kolejne cztery niemal niczym. Długo nie mogłem oprzeć się urokowi Take Five - w końcu doszedłem jednak do wniosku, że to Blue Rondo à la Turk jest tu największym osiągnięciem. Oczywistości to nietypowy rytm, w dodatku fragmentami przeplatany z "typowym"; faktyczne zastosowanie formy ronda; charyzmatyczny i rozbudowany temat z korzeniami w muzyce południowo-wschodniej Europy, który nadaje temu jazzowi charakteru nieco klasycyzującego. Mniej oczywiste jest to, że solówka Desmonda i do pewnego momentu również solówka Brubecka są pozbawione akompaniamentu harmonicznego poza kontrabasem, bo lider przestaje kłaść akordy (powtarza się to jeszcze potem na krótko na innych utworach) - co zaskakująco daje albumowi punkt wspólny ze wspominanym The Shape of Jazz to Come. Ta zwiewna i miękka, ale niezaprzeczalna awangarda utworu nie przeszkadza mu być cudownie wyluzowanym, lekkim, przystępnym i pełnym gracji. Strange Meadow Lark to Brubeck tak emocjonalny, jak to możliwe - rozwlekły i rozlany temat nie tylko łączy jazz z impresjonizmem i starą amerykańską piosenką, ale wprowadza nienachalnie, pogodnie nostalgiczny, nawet romantyczny klimat. Niesamowitą historią jest wreszcie Take Five - najlepiej sprzedający się kawałek jazzowy w całej historii okazuje się niczym więcej niż zagraną na początku i na końcu zgrabną melodią w ostinatowym akompaniamencie oraz perkusyjnym solo pośrodku. Sam Desmond przyznawał, że był zaskoczony hitowym sukcesem, twierdząc, że napisał tę bagatelę właśnie po to, by Joe Morello mógł dać swój popis. Ale sukces nie był przypadkowy: melodia ma niezrównany urok i nowoczesność; jest sama w sobie ostatecznością cool jazzu, jego esencją.

Strona B - zawierająca teoretycznie kawałki ciągle inteligentne muzycznie, ciągle na swój sposób eksplorujące, ciągle pozwalające się przy odrobinie wysiłku w nie wczytywać i nie zrzucać na tło - zapowiada już w swej płytkości i nawet lekkiej bzdurności to, co miałem spotykać na każdym innym albumie Brubecka: nic. (Z minimalnymi wyjątkami, spośród których zapamiętałem zwłaszcza zaskakująco pochmurny kawałek Bluette na albumie Time Further Out). Bardzo przyjemne, wręcz nienaganne nic, o które powinny zabijać się wszystkie oldskulowe kawiarnie, ale które dla mnie nie broni się już za dobrze jako muzyka do słuchania w skupieniu. W "mojej" historii jazzu Brubeck istniał dosłownie przez dwadzieścia minut: ale mimo wszystko w istotny sposób.

Inne wybrane albumy

1. Time Further Out (1961): 7.0/10









2. The Dave Brubeck Quartet at Carnegie Hall (1963): 7.0/10









3. Jazz Impressions of Japan (1964): 6.5/10









Najlepsze utwory

8.5 Blue Rondo à la Turk

8.0 Bluette, Strange Meadow Lark, Take Five

Komentarze