Indywidualności kompozycji (3/150): Roberto Gerhard

Czas / Miejsce / Nurty

1896-1970 / Valls, Hiszpania / modernizm

Sedno wyjątkowości

Był wytrwałym i dość radykalnym eksploratorem brzmienia i faktury, z którymi eksperymentował w zaawansowanym odcięciu od władzy melodii, rytmu, a nawet harmonii. W swoich najlepszych dziełach udawało mu się tworzyć oryginalne, ekscentryczne i dogłębnie abstrakcyjne krajobrazy dźwięków, rządzące się prawami osobnymi od znacznej większości muzyki, ale estetycznie spójne i pociągające.

Opus magnum

Koncert na orkiestrę (1965): 7.5/10

(Polecane nagranie: BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1999)

Równie ciężko mi nie przyznać, że Roberto Gerhard był oryginalnym i imponującym kompozytorem, w swojej lidze nawet może plasującym się w czołówce, co uciec od faktu, że jest dla mnie jednym z bardziej frustrujących. W jego pracach zawsze mi czegoś brakuje i przeważnie jest to mniej więcej to samo, a konkretnie nadanie kompozycji jakiejś jeśli nie tradycyjnie formalnej, niekoniecznie możliwej przy radykalnym ukierunkowaniu na brzmienie, to przynajmniej emocjonalnej czy wrażeniowej narracji (już nawet nie tradycyjnie, a chociaż "w jakimś sensie"), w każdym razie w miarę krzepkiej, która te fascynujące krajobrazy dźwięków wyniosłaby do roli czegoś więcej niż dźwiękowego eksperymentu. Najwięcej jest czegoś takiego we wczesnych dziełach Katalończyka, tam jednak z kolei jeszcze nie używałbym określenia "fascynujące" w stosunku do brzmienia. Ten mankament ogranicza ocenę przy kolejnych i kolejnych odsłuchach. Frustracja ma co najmniej podwójne źródło: po pierwsze prawie zawsze mam poczucie, że niewiele brakuje, by dane dzieło mogło być zdecydowanie lepszym, niż jest, a po drugie sensowny kontakt z muzyką Gerharda wymaga niemal już najwyższego możliwego skupienia i czystości umysłu; stosunek nakładu sił słuchacza do otrzymanych w nagrodę wrażeń jest nie bardzo korzystny.

Moment, w którym byłem zdecydowanie najbliżej wyrwania się z tego schematu i przyznania, że no, przynajmniej tutaj jest po prostu świetnie i bez dyskusji, to Koncert na orkiestrę - w zasadzie bez zaskoczenia, bo do stylu Gerharda nic chyba nie pasuje tak dobrze, jak ten niemal oksymoroniczny w swej istocie gatunek, który z góry skłania do bogatych eksperymentów fakturalnych na orkiestrze (skąd już dwa kroki do brzmieniowych). Na tym polu, na którym ten kompozytor był najlepszy tak w ogóle, tutaj był w formie możliwie najwyższej dla siebie. Dzieło jest wulkanem dźwięków, połączeń dźwięków i starć dźwięków, spektakularnie wydobywanych z orkiestrowego instrumentarium; wręcz jakby starało się sprawdzić, ale nie na oślep, na ile różnych sposobów w miarę staromodna orkiestra jest w stanie zabrzmieć. Właśnie wulkanem, bo są to dźwięki - raczej bloki dźwiękowe, dźwiękowo-fakturalne, bo jedno z drugim zawsze idzie tu w parze i wzajemnie się określa - pulsujące jak magma, eksplodujące, wygasające, żarzące się. Nie są też tak nachalne jak w niektórych innych kompozycjach tego autora, mocno wysubtelnione, bardziej zróżnicowane, mniej bazujące na dużej sile rażenia orkiestry, częściej zatrudniające do pomocy ciszę.

Jednocześnie odnajduję tu większy niż w innych kompozycjach Gerharda, może poza tymi wczesnymi, zamysł na innych polach. Jest tu jakaś opowieść, pewna dynamika narracyjna, nawet jeśli wciąż zbyt abstrakcyjna nawet jak na muzykę. Koncert nie jest li tylko sonorycznym prężeniem muskułów; poszczególne fragmenty wynikają z siebie, spajane czasem na zasadzie płynnych ewolucji, czasem nieprzypadkowych kontrastów, czasem powtarzających się motywów. Nie tylko dźwięk, brzmienie, ale też sama orkiestra jest tutaj tematem: pokazana w swojej organiczności, wielowarstwowości, upodmiotowiona. Czyni mnie to zaangażowanym, emocjonującym się nieco tą abstrakcyjną narracją, nie tylko przyjemnie medytującym nad dźwiękiem.

Ostatecznie utknąłem nawet tu w schemacie frustracji; trzeci, najuważniejszy odsłuch, w którym poczułem się gotowy na ustalenie finalnego zdania na temat tej kompozycji, nie wytrzymał próby i stwierdziłem wciąż za daleko jak na mój gust posuniętą abstrakcję i zbyt daleko posuniętą ucieczkę od człowieczeństwa w grę intelektu specjalisty. Gerhard pozostaje dla mnie raczej charakterystycznym stylem, rozpiętym na wszystkich swoich dziełach, niż konkretnym dziełem, chociaż jednym, o którym mówiłbym z zachwytem. Ale poznanie tego stylu niemało jednak wnosi do poznania ogółu tematu zwanego muzyką. Przy skromnych zasobach czasowych warto to zrobić właśnie poprzez tę kompozycję.

Inne wybrane kompozycje

1. Koncert skrzypcowy (1943): 7.0/10

(Polecane nagranie: Olivier Charlier, BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1998)









2. Koncert na klawesyn, smyczki i perkusję (1956): 7.5/10

(Polecane nagranie: Goeffrey Tozer, BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1998)









3. III symfonia "Collages" (1960): 7.0/10

(Polecane nagranie: BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1997)









4. II kwartet smyczkowy (1962): 7.0/10

(Polecane nagranie: Arditti String Quartet; 2013)









5. Epithalamion (1966): 7.5/10

(Polecane nagranie: BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1997)









6. Gemini (1966): 7.5/10

(Polecane nagranie: Nieuw Ensemble, Ed Spanjaard; 1996)









7. IV symfonia "New York" (1967): 7.0/10

(Polecane nagranie: BBC Symphony Orchestra, Matthias Bamert; 1999)









8. Libra (1968): 7.0/10

(Polecane nagranie: Nieuw Ensemble, Ed Spanjaard; 1996)









9. Leo (1969): 7.0/10

(Polecane nagranie: Nieuw Ensemble, Ed Spanjaard; 1996)



Komentarze