Indywidualności kina: Kaneto Shindō

Czas / Miejsce

1912-2012 / Hiroszima, Japonia

Sedno wyjątkowości

W 60-letniej karierze reżyserskiej poruszał przeróżne style i tematy, ale przede wszystkim stał się mistrzem horrorów, osadzonych w ramach japońskiej historii i kultury ludowej, skoncentrowanych bardziej na nastroju niż na wizualnych aktach grozy, niepozbawionych akcentów krytyki społecznej. Sugestywną atmosferę łączył w nich z wyrafinowaną kinematografią, mocnej szczególnie pod względem kadrów i oświetlenia.

Opus magnum

Kobieta-diabeł / Onibaba (1964): 7.5/10

Dokładnie w pół drogi pomiędzy absolutnymi klasykami artystycznego kina grozy, Psychozą z 1960 roku i Dzieckiem Rosemary z 1968, japoński reżyser o nazwisku dużo mniejszym niż Hitchcock i Polański stworzył jeden z najlepiej ukierunkowanych horrorów wszech czasów. Kobieta-diabeł nie jest filmem nieskazitelnym i maksymalnie porywającym, ale - w mojej wizji takiego kina - o doskonałych zamiarach.

Prawdziwy akt grozy zostaje zachowany na ostatnie minuty; półtorej godziny trwa konsekwentne budowanie atmosfery, do czego zaprzęgnięte zostają różne elementy dzieła. Najpierw lokacja akcji w czasie i miejscu, zwłaszcza miejscu: tym pierwszym jest średniowieczna wojna domowa w Japonii, a tym drugim nieskończone, bagniste morze wysokich trzcin, w których nieprzeniknionym gąszczu kryją się pojedyncze chatki nieszczęśników próbujących desperackimi metodami wygrać z klęską głodu, jaskinia wojennych spekulantów i mroczna, głęboka jama. Taka sceneria - choć wszystko toczy się na świeżym powietrzu i bez granic - daje swoiście klaustrofobiczne wrażenie, jako że wzrok bohaterów prawie nigdy nie sięga dalej niż na parę metrów. Kluczowa jest kinematografia, sama w sobie w zasadzie większa niż cały film. Przepiękne, horyzontalne zdjęcia, potrafiące przelać poetykę przyrody na atmosferę niepewności, wykorzystujące nienaturalne efekty światłocieniowe i zbliżenia dla zwiastowania grozy, nierzadko o spektakularnej kompozycji planów w kadrze; agresywne, nietypowe kąty ustawienia kamery i nerwowy montaż. W końcu fabuła, wprowadzająca dość sugestywnie topos zbrodni i kary, a także decyzja o zawieszeniu wydarzeń na granicy świata rzeczywistego i nadprzyrodzonego.

Efektem nie jest skończone arcydzieło, nie jest nim film siedzący w głowie do końca życia jak dwa wspomniane na początku tytuły - ale ponad półtorej godziny czystej przyjemności w towarzystwie gęstej atmosfery i małej uczty dla oka, w dodatku współpracujących ze sobą i się napędzających. Noc w tym dziele jest nocą wyjątkowo gęstą, duszną od letniego upału i niepewności. To już więcej niż w prawie całym dorobku kina grozy. 

Jakość tego tytułu można ocenić i docenić, oglądając potem Czarnego kota, bardzo zacny, późniejszy o cztery lata i estetycznie mocno zbliżony horror Shindō. Kinematograficznie jest chyba jeszcze bardziej wyrafinowany, a rys fabularny wydaje się płodniejszy i mógłby stać się podstawą czegoś nawet lepszego. Ale reżyser nie ma tam już tyle cierpliwości, przez co atmosfera szybko przestaje nadążać za epizodami.

Inne wybrane filmy

1. Naga Wyspa / Hadaka no Shima (1960): 6.0/10


2. Czarny kot / Kuroneko (1968): 7.0/10



Komentarze