Mokra. Na końcu był las

Podróżom na ościenne osiedla Wrocławia towarzyszy dość często - a nawet przeważnie - podróż percepcji w rejony stanu zadziwienia lub przynajmniej dysonansu poznawczego. Wynika to z faktu, że wiele z tych osiedli jest niemal całkowicie pozbawiona miejskiego, nawet małomiejskiego charakteru -przystanek wrocławskiego autobusu jest często jedyną jego ostoją - co zderza się ze świadomością, że jednak na terenie miasta wciąż się znajdujemy. Osiedla prześcigają się wręcz między sobą w tym, które jest tego charakteru pozbawione najbardziej dobitnie. Mam kilka swoich subiektywnych typów na ten tytuł, z których każdy prezentuje nieco inną kategorię "odmiastowienia". Gdyby postarać się o wgląd obiektywny, wszystkie musiałyby chyba upaść przed Mokrą, która dostarcza istotnie potężnych i trudnych do podważenia argumentów.

Osiedle o tej charakterystycznej, choć zarazem przez swoją semantyczną pospolitość rozmywającej się nazwie, stanowi jeden z licznych komponentów jednostki administracyjnej Leśnica. Największy powierzchnią, prawie jednak najmniejszy pod względem liczby ludności i również prawie najmniej znany - nawet wytrawni wrocławianie często nie wiedzą o jego istnieniu. Graniczy jedynie z właściwą Leśnicą i z Marszowicami - równie blisko mu do podwrocławskich wsi Brzezina, Wilkszyn i Żurawiniec. Mimo swojego peryferyjnego i silnie wiejskiego charakteru oraz niepopularności ma bardzo długą historię - wzmiankowana była jako Mocre już pod koniec XIII wieku (w czasach niemieckich nazwa brzmiała Muckerau). Historia jest długa, lecz prawie żadna - jedynie standardowe wzmianki, że w XIV wieku była własnością rycerską, w XVIII znajdował się w niej pałac z folwarkiem, a w XIX liczba ludności dobiła do 130. Nie dziwi, że dopiero przy ostatnim poszerzeniu się granic miasta, w 1973 roku, wieś ta stała się Wrocławiem.

Mokra ma kilka cech, które czynią z niej dosłownie i w przenośni osiedle skrajne. Po pierwsze dosłownie - jej najbardziej wysunięta na północny zachód granica jest najbardziej oddaloną od rynku Starego Miasta granicą całego Wrocławia. W jej to pobliżu, przy ulicy Szpilkowej, znajdują się te oficjalnie najbardziej peryferyjne ze wszystkich zabudowań mieszkalnych na terenie miasta. Argument odległości mamy więc klarowny, ale to nie koniec. Mokra jest jednym z dosłownie paru najbardziej rozległych osiedli Wrocławia, a zarazem jednym z paru najmniej zaludnionych. Zastanawiając się, z czego wynika połączenie takich przeciwieństw, docieramy do sedna nietypowości osiedla - żadne inne nie jest w tak dużym stopniu pokryte przez las. Rzut oka na mapę satelitarną zdradza mi, że mówimy o jakichś 70-80%, podczas gdy nigdzie indziej nie występuje nawet 50%. Las Mokrzański to największy z wrocławskich lasów - wręcz bez konkurencji.

Las dominuje to osiedle - poza nim jest tylko garstka pól i dwie enklawy mieszkalne, obie zupełnie nieinteresujące. Żadnych sklepów, jedynie kilka małych firm i kameralna siedziba lokalnego oddziału leśnictwa. Ta szczególnie nieinteresująca, trochę większa część mieszkalna jest na południu, między Leśnicą a lasem. Stanowi przedłużenie Leśnicy bardziej niż osobny byt. Właściwa Mokra jest już od niej odcięta grubą warstwą zieleni.







Las Mokrzański mimo swojej wielkości nie stał się moim ulubionym. Rozległość jest jego głównym i sporym atutem - zagubienie się w nim jesienią mogłoby być bardzo klimatycznym przeżyciem. Nie jest jednak na pierwszy rzut oka tak dziki jak choćby Las Ratyński czy tak atrakcyjny przyrodniczo jak Las Rędziński. Część z jego ścieżek jest nawet wyżwirowana, co zawsze nadaje sztucznego akcentu. Jest jednak pełnoprawnym lasem, dość zróżnicowanym pod względem drzewostanu i dość gęstym, ze swoimi ślicznymi momentami - więc należy mu się pewne uznanie. Moim zdaniem ustępuje przed lasami Rędzińskim i Strachocińskim, ale na wrocławskim podium chyba już się mieści.

























Jest jednak jeden akcent lasu, który odróżnia go od wszystkich pozostałych. To niezwykle klimatyczna mogiła w jego południowo-wschodniej części, obudowana brzozowymi pniami, która jeszcze parę lat temu stanowiła przedmiot podniecających podejrzeń i mrocznej tajemnicy. Okazało się ostatecznie przy badaniach, że pochowano w niej pięciu niemieckich żołnierzy, o których więcej nie wiadomo. Miejsce roztacza wyjątkową atmosferę, zwłaszcza ze świadomością, że takich mogił - choć mniej zadbanych - w leśnym gąszczu ma być więcej.




Nie ma zupełnie nic interesującego we właściwych pozostałościach dawnej wsi, najbardziej odciętej od miasta i od świata enklawie mieszkalnej we Wrocławiu. Nic poza samym faktem tak specyficznego położenia - co znaczy, że jednak coś.









Nie zakochałem się w Mokrej - mam nawet wątpliwości, czy to właśnie na tym osiedlu poczułem się najmniej miejsko, najbardziej dziko i odludnie we Wrocławiu. Chyba nie, choć przypuszczam, że gdybym po Lesie Mokrzańskim poprzemieszczał się nie latem, a na przykład jesienią, i nie rowerem, a pieszo - najlepiej jeszcze nie mając w pobliżu samochodu, lecz będąc zdanym na miejski autobus - mogłoby to nastąpić. Tak czy inaczej lubię zasypiać ze świadomością, że w obrębie mojego miasta są miejsca tak skrajnie nie pasujące do jego stereotypowej postaci.

Komentarze