Złotniki. Zalążek w cieniu rewelacji

Choć według mnie, ogólnie rzecz biorąc, Wrocław jest miastem bardzo zielonym i moje krajowe, kontynentalne i światowe podróże pozwalają uznać to za coś mało dyskusyjnego, to wrocławska zieleń miejska ma bez wątpienia pewne swoje mankamenty. Gdzieniegdzie mogłaby być bardziej otoczona opieką, gdzieniegdzie niepotrzebnie została bezpowrotnie utracona; niektóre parki domagają się poszerzenia, a przez opieszałość urzędników nie doczekują go, a niektóre osiedla bardzo tęsknią do jakiejkolwiek poważniejszej przyrodniczej przestrzeni; w ogóle w końcu brakuje w stolicy Dolnego Śląska jakiegoś parku z naprawdę wielkim rozmachem, który mógłby wystawiać kandydaturę na jeden z najdorodniejszych w Europie. Są jednak do tych niedociągnięć solidne przeciwwagi. Wśród wielu innych jest choćby ta, że bardzo atrakcyjne założenia parkowe można tu odnaleźć na osiedlach przeróżnych, często bardzo niepozornych - nieznanych, oddalonych od centrum, samych w sobie nieimponujących. Dobrym tego przykładem są Złotniki.

Dziś Złotniki administracyjnie nie istnieją - są częścią największego z oficjalnych osiedli Wrocławia, Leśnicy. Mają jednak długą, osobną historię, a poza tym nie są małe, i jak pozostałe składowe tej jednostki dają się traktować indywidualnie. Same zresztą są historycznie połączeniem dwóch wsi - Wielkich Złotników (Groß Goldschmieden) i Małych Złotników (Klein Goldschmieden). Te pierwsze, wzmiankowane już w XIII wieku i znane z działalności warsztatów złotniczych, zostały z drugimi połączone w wieku XVI. Ważnym rokiem w dziejach miejsca był 1865, kiedy to powstały tutaj ważne zakłady chemiczne, produkujące sodę i tlenek glinu (istnieją po wielu przekształceniach do dziś, skupiając się na nawozach rolniczych). Rosnące znaczenie i rozrost fabryki przyspieszyły proces zasiedlania osiedla - w latach 20. XX wieku zaczęło tu powstawać osiedle według projektu przesłynnego urbanisty i architekta Ernsta Maya, a w 1928 wieś stała się częścią miasta. Graniczy dziś z właściwą Leśnicą, Stabłowicami, Żernikami, Jerzmanowem i Ratyniem.



Choć Złotniki stały się ostatecznie wybitnie, jeśli nie niemal wyłącznie mieszkalnym osiedlem, to Ernst May przyczynił się do tego tylko odrobinę. Jego wizja doczekała się jedynie naskórkowej realizacji - to w zasadzie jedna ulica, dziś ulica Rajska, zabudowana około dwudziestoma sympatycznymi, podłużnymi domami wielorodzinnymi w jednolitym stylu. Ten zalążek dobrej miejskiej komórki przejęli urbaniści dużo mniej wizjonerscy i zrobili ze Złotników siatkę ulic z jednorodzinnymi domami, na widok której May nie przewróciłby się być może w grobie - w zasadzie perspektywa mieszkania tu wydaje mi się całkiem w porządku - ale która obarczona jest trochę nadmierną dawką nijakości. Warto zajrzeć na Rajską i odczuć, jak ten najstarszy fragment osiedla różni się na plus od jego reszty i prezentuje jakąkolwiek oryginalność, wizję i spójność.










Na Złotnikach, zresztą w pobliżu osiedla Ernsta Maya, mieści się jeden z najmniej atrakcyjnych wizualnie i zarazem jeden z najnowszych kościołów Wrocławia, kościół NMP Różańcowej, ukończony w 2005 roku. Na zewnątrz to nijakość bliska maksimum, nieskropiona za to szczególnie brzydotą, a w środku niewiele mniejsza nijakość rozbijana nieco przez dość bombastyczny ołtarz główny. Pozycji kościoła w rankingu wrocławskich świątyń nie ratuje ustawiony za nim, dość kuriozalny, nieco mdły w swoim patosie chram bogoojczyźniany, intensywnie miksujący religię z martyrologicznym patriotyzmem (możemy tam podziwiać pojemniki z ziemią z pól różnych polskich bitew).






Na osiedlu nieobfitym w atrakcje można wspomnieć nawet o zabawnej rzeźbie "Upadek" w pobliżu kościoła.


Do tego momentu Złotniki są jednym z najmniej interesujących osiedli całego miasta. Na listę osiedli dość zacnych wprowadza je jednak świetny Park Złotnicki - jeden z najbardziej zaskakujących w kontekście swojego położenia fragmentów zieleni miejskiej we Wrocławiu, do którego - ze względu na ten kontekst - nigdy wcześniej nie zawitałem, ale do którego mimo to będę czasem wracał. Utworzony na terenie dawnego parku dworskiego, jest imponujący pod różnymi względami. Ma bardzo atrakcyjny rozkład ścieżek i innych elementów, dzięki czemu można się w nim solidnie zagubić, mimo że nie jest zbyt wielki (ale też i nie mały). Ma gęsty, naturalny, jeszcze nie całkiem leśny, ale jak na miejski park już dość dziki charakter, liczne fragmenty bardzo zacienione, tajemnicze, pełne atmosfery, ale nie tylko takie - innymi słowy dobre proporcje między dzikością a planem. Najlepszy jest jednak jego związek z wodą: położony w dolinie Bystrzycy, może się pochwalić dwoma okazałymi stawami i kilkoma ciekami wodnymi, dopływających do rzeczki Ryńki, która z kolei wpada na Złotnikach do Bystrzycy. Ruina grodu średniowiecznego - ruina niestety całkowita, to znaczy w zasadzie miejsce, w którym był kiedyś gród, i pozostałe po tym ukształtowanie terenu - to już w tym kontekście mało istotny dodatek.










































Tuż przy parku jest jeszcze jedno miejsce godne uwagi dla miłośników natury - imponujących rozmiarów Kładka Złotnicka na Bystrzycy, która dostarcza korzystnego widoku na tę malowniczą rzekę.






Złotniki ciężko tak bez żadnych dopisków nazwać świetnym osiedlem - są prawie całe dość zwyczajne, jeśli nie nużące. A jednak dla takich osiedli jak to w szczególności zwiedza się całe miasto krok po kroku. By z zaskoczeniem - nawet jeśli nieco pomniejszanym przez wcześniejsze przygotowanie się i ogólne pojęcie o tym, co można napotkać na miejscu, to wciąż występującym - odkryć jeden z kilku najlepszych w swojej kategorii punktów w całym mieście. Odkryć go w jednym z mniej głośnych, znanych i omawianych tego miasta fragmentów.

Komentarze