Indywidualności jazzu: Oliver Nelson
1932-1975 / St. Louis (Missouri), USA / hard bop, post-bop / saksofon altowy, saksofon sopranowy, saksofon tenorowy, klarnet
Sedno wyjątkowości
Był jednym z najbardziej wykształconych jazzmanów swoich czasów, z silnym zacięciem kompozytorskim i aranżacyjnym, które pozwalało mu tworzyć wysublimowane, oryginalne tematy, będące punktem wyjścia do gęstego, silnie podszytego bluesem bopu.
Kluczowi sidemani
W szczytowym okresie kariery Nelson nie wykształcił stałego zespołu. Najcenniejszym jego sidemanem był Eric Dolphy, muzyk o talencie wyższej wagi, który ubarwił trzy najlepsze albumy swoim ciążącym do awangardy stylem gry.
Opus magnum
The Blues and the Abstract Truth (1961): 8.0/10
Z jednej strony jest to bardzo klasyczny bopowy album (hard bop romansujący z post-bopem, jeśli silić się na takie szufladki), z klarownym podziałem na tematy i solówki, od początku do końca całkowicie oparty na bluesowych strukturach harmonicznych, trochę gorący, a trochę cool, trochę eteryczny, a trochę mięsisty. Z drugiej ma w sobie coś specyficznego: solówki lidera są przeważnie najmniej istotnymi ze wszystkich, na jednym utworze nawet takiej solówki w ogóle nie ma, a jednocześnie to jednak lider jest najistotniejszą postacią. Bo choć głównie dzięki Freddiemu Hubbardowi (żar, uczucie, wirtuozeria regulowana) i Ericowi Dolphy'emu (dysonans, powiew awangardy, wirtuozeria wyrywająca się z regulacji) mamy tu niejedno znakomite solo, to album żyje przede wszystkim tematami: oryginalnymi, zapadającymi w pamięć, dopracowanymi, barwnymi i melodycznie, i harmonicznie, i rytmicznie, w dodatku bezbłędnie zaaranżowanymi pod względem faktury, dynamiki i nawet brzmienia (Nelson, dysponując zaledwie czterema dętymi głosami, uzyskuje niekiedy w pełni bigbandowy impet). Tematy pozostają tematami i nie ciągną się za długo, ale mocno akcentują nastrój kawałków - i być może dzięki tej akcentacji jest to muzyka po prostu dość nastrojowa, zdecydowanie wieczorna, gęsta.
Album ma w pewnym sensie dwie odmienne charakterem i długością części. Jedną, znacznie krótszą, stanowi sam pierwszy utwór, wybitne Stolen Moments, jeden z esencjonalnych fresków hard bopu, a nawet jazzu w ogóle. Pełen namaszczenia, ale i niepozbawiony lekko dramatycznego napięcia temat, który przyprawia mnie o ten odcień nostalgii i zadumy, o jaki przyprawić mnie może tylko jazz (pomaga w tym cenna zdobycz personalna w postaci Billa Evansa na fortepianie), rozpościera otwartą przestrzeń dla natężonych i zamyślonych solówek, w tym kandydującej do najlepszej na albumie wypowiedzi Hubbarda, dynamicznej i pełnej emocji. To naprawdę piękny utwór gdzieś na granicy bycia hot i cool, a może raczej będący mocno hot i mocno cool jednocześnie.
Druga część to pozostałe pięć kawałków, które bynajmniej nie pozostają przy tej nostalgicznej atmosferze, są już dość intensywne, dość ciepłe i cieliste, w większości otwarcie pogodne (samo Yearnin' mogłoby mi swoim ciepłem rozpalić kominek, gdybym go posiadał). Nie ma tu już pełnej wybitności, ale są same bardzo mocne strzały. Najmocniejszy wkracza na koniec w postaci Teenie's Blues z mrocznawym, pełnym dysonansów tematem, po którym bezpośrednio następuje znakomita, dzika, chyba najdalej posunięta tutaj solówka Dolphy'ego. Również sam Nelson posuwa się do większej intensywności, wcześniej prezentując się trochę letargicznie (przy czym niekiedy to letarg bardzo trafny).
Jakże wielkie znaczenie dla dyskografii jazzmana ma zdolność utrzymania klasowych składów - a przez pryzmat dyskografii ostatecznie najbardziej go oceniamy. Gdyby Nelson częściej miał do dyspozycji taki zestaw nazwisk, być może jego kompozycje rozkwitłyby równie pięknie jeszcze nieraz. Ale być może to tylko próba odwrócenia przyczyny i skutku.
Inne wybrane albumy
1. Screamin' the Blues (1961): 7.0/10
2. Straight Ahead (1961): 7.5/10
3. More Blues and the Abstract Truth (1965): 6.5/10
Najlepsze utwory
9.0 Stolen Moments
8.5 Teenie's Blues
8.0 Butch and Butch, Cascades, Mama Lou, Ralph's New Blues, Straight Ahead, Yearnin'
Komentarze
Prześlij komentarz